Droga
Idź... dokądkolwiek...
Idący za wonią złocistą pól drogą,
pomylone ścieżki, fałszywy blask słońca,
a inni, normalni, przyglądać sie mogą,
bo owa wędrówka nie zmierza do końca.
Dokąd ja ide i czy długa droga?
czy cel mój osiągne nawet go nie znając?
Gdy serce me mężne wciąż wypełnia
trwoga,
lecz krocze ja dalej wciąż nadzieje
mając.
nie dojde, szans nie ma, chociażem tak
młody,
Gdzie ide, sam nie wiem, znów się
zgubiłem,
Bo oto znowu są życia te schody,
Nadzieje wędrówki już dawno straciłem.
Czy młodość jest po to by na smyczy
skakać?
Czy robisz co zechcesz czy słuchać się
musisz?
Czy wolałbyś w lesie z nią z miłości
płakać?
Czy prędzej smyczą się własną zadusisz?
Popatrzcie na siebie i wstyd poczujcie,
Czy tak ma wyglądać ta wolność, swoboda?
Dzień sie po dniu wciąż okłamujcie,
lecz mi jest was wszystkich piekielnie
szkoda.
Nie wiem co z wami lecz ja już
dojrzałem,
ścieżki nie szukam i szukać nie będe,
Bo cel tej młodości mej zrozumiałem
I nić mego życia, jak ślepiec przęde...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.