DWORCOWA KOBIETA
Była...
choć o jej istnieniu
mało osób wiedziało...
Żyła...
i cierpiała
więcej niż by się wydawało...
Lecz teraz jej nie ma
smutne życie spędziła,
odeszła...
a na cmentarzu,
stoi jej mogiła...
Ona...
tajemnicza nieznajoma,
codzień widziałeś ją,
jak cicho,
przemykała się ulicą,
jak zjawiała się na dworcu,
z kumplami, bandą meneli,
koło grzejników, na kartonach,
usnąć choć na chwilkę chcieli.
W jej brudnych, szarych dłoniach,
tkwiła często pusta flaszka,
albo małe pigułki,
lub strzykawka...
Chciała zaznać szczęścia,
bogactwa w portfelu,
stać się kimś innym
niż żulem, jednym z wielu...
Lecz potem boleśnie
była rozczarowana,
znikającym szczęściem,
bo tu znów rzeczywistość szara...
Ręce wyciągała do przechodniów,
gdy żabrała na ulicy rogu,
brała ludzi na litość,
albo szukała czegos w śmietniku...
Z głodu umarła,
minionej nocy
cicho odeszła...
do szczęścia mocy.
Brzask poranka,
oświecił jej martwe ciało,
zdziwienie wokół- co się stało?
Nic tego nie zapowiadało...
I pochowali ją na koszt gminy,
bo nie znaleziono jej rodziny,
i tak się kończy życie meneli,
którzy z WAS by tak chcieli? ...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.