DZWONY PIEKIELNE Cz. I Monolog...
Dla wytrwałych;) Kawałek większej całości. "DZWONY PIEKIELNE" MONOLOG MYŚLI - SPOWIEDŹ
- Czymże jest miłość? Zadaję sobie pytanie.
Czy to cierpienie przez los nam zesłane?
Jak je ominąć by duszy nie raniło? By łez
nie wyciskało?
Chcę żyć szczęśliwie. Ot tak mało.
I cieszyć się każdą przeżytą chwilą.
Moje serce właśnie łzę uroniło.
Nie pierwszą już zresztą i nie ostatnią
zarazem,
Wiem to, bo zakochałam się nieszczęśliwie i
tym razem.
Mój kochanek przecież miłość innej
przyrzekał
Nie mogę oczekiwać by teraz się jej
wyrzekał.
Bo i w tym przypadku dusza moja by wielce
szlochała
Gdyby tamta bez niego się ostała.
Człek tak stworzony chyba i cierpienie mu
wskazane,
A to, co piękne i wzniosłe było
zakazane.
Czas by się wyspowiadać za te nasze
nieczyste myśli
Byśmy, choć na pozór w duchu byli czyści
Lecz z trwoga idę w to miejsce mi
okrutne
Gdyż czuje, że podróż moja ma cele
pokutne.
Na spotkanie z „diabłem” samym
życie mnie wysyła
Bym się z okrutnym mym losem zmierzyła
I grzechy ciężkie z serca swego zmazała.
Bym próbę ciężką przetrwała.
O to się módlcie do samego Boga
Bo na samą myśl o owym spotkaniu napełnia
mnie trwoga.
Ciemne ulice otaczają mnie zewsząd
I nie słychać tu ciepłych głosów
dziewcząt.
Tylko szmery tajemne i złowrogie,
A czarcie twarze czają się za rogiem.
Księżyc dziś nie świeci zakryty chmurami
mrocznymi,
A ja spieszę z duszą na ramieniu, ulicami
tymi.
Powoli się zbliżam do kresu mej podróży,
Jednakże to tylko jej cześć, przede mną
jeszcze krok duży.
Jeszcze długa droga, usłana chaszczami,
Obym ją przetrwała. Niech Bóg będzie z
Wami.
Niech będzie z Wami, bo mnie już opuścił
Czuję jak dusza moja odchodzi w ciemne
czeluści.
Bym na miejscu stanęła już tylko krok mnie
dzieli,
Nie byłam tu od ostatniej niedzieli.
Czemuż nie mogę wejść jak przed
tygodniem?
Bez strachu i bólu tak po prostu, tak
swobodnie.
Jestem przecież tak blisko, a mam ochotę
zawrócić
I postanowienie moje o spowiedzi
porzucić.
Lecz ktoś drzwi otworzył, już za późno na
odwroty
Muszę wejść, a co dalej pomyślę potem.
Już w środku jestem, chłód straszny tu
biję
Chcę coś powiedzieć, lecz strach ściska
mnie za szyję
Słowa uwięzły gdzieś głęboko w gardle
moim,
A ja stoję i ruszyć się nawet boję.
Jest jasno, świece rażą zmęczone me
oczy,
Które widzą jednak jak z oddali ktoś ku
mnie kroczy.
W czarną szatę do samej ziemi odziany
Widok ten jakże straszny, wręcz
niezapomniany.
To on, jest już tak blisko, już uciec nie
mam, dokąd
Lecz chociaż spróbuję skryć się w
najciemniejszy kąt.
Szukam jakiejś skrytki wzrokiem pomału,
Dobry Boże, co za szczęście, żeś postawił
mnie obok konfesjonału.
- Skryła się rychło w to miejsce tajemne
Pełne wzniosłości, chłodu i jakże
ciemne.
Spokojna już, że ów czarna postać jej nie
zobaczy,
Usiadła w ciemnym kątku, odetchnęła i
poczęła płakać z rozpaczy.
Szloch jej cichy przyniósł ukojenie
wtem,
Potem zamknęła oczy i przyszedł sen.
Gdzie za „damę ” do towarzystwa
robiła
I w grzechu żyjąc, panom ciałem swym
służyła.
Nie był to sen spokojny i błogi,
Raczej jakiś horror, co dostarcza trwogi
Jednak koszmar prawdziwy nie w śnie był,
lecz na jawie
Gdyż ciało, umysł i duszę sprzedała samemu
„diabłu” prawie.
I śniąc potworności, nieświadoma niczego
Nie miała pojęcia o nadejściu
„złego”.
„Zło” zaś szło pod szatą z
czerni całą
Widząc z dala jakąś postać, wybawienia w
niej szukało
I w głowie jego jedna myśl krążyła,
By ta, co przed chwilą ją widział, jego
wybawieniem była.
Lecz nim się spostrzegł pustkę przed sobą
zastał okrutną,
A w twarzy jego widać był minę smutną
I żal serce jego mocno ścisnął, zamarł w
bezruchu
„To już koniec, szansa
przepadła” pomyślał w duchu
I gdy tak stał, wytrzymać tego już nie
mógł, nie było miło.
Było duszno, gorąco i ciało całe go
paliło.
Chciał uciec jak najprędzej najdalej w
ciemny głąb lasu,
Jednak musiał coś począć, na ucieczkę nie
było czasu.
I spostrzegł wnet konfesjonał w oddali
I pomyślał, iż dobrze będzie widziane,
jeśli grzeszkami swymi się
„pochwali”.
Ukląkł, więc przy „skrzynce
drewnianej z kratką”
Lecz się przeliczył. Wyznanie to było dla
niego nie lada gratką,
Nie wiedział jak ma zacząć, więc milczał
przez chwilę,
A ona poczuła nagłe ciepło, na sercu
zrobiło się milej.
On zaś został ze swej zadumy zerwany
Jej przebudzeniem, w tej ciszy tak dobrze
słyszanym.
Jeszcze nie wiedząc, kto po drugiej stronie
siedzi
Z trudnością takie oto słowa z siebie
wycedził.
- Ciało moje mocno zgrzeszyło. - Swe
grzechy wyrzekł cicho.
Lecz zaraz pomyślał, „co on robi?
Jakie podkusiło go licho?”
Lecz słowa dalej z jego ust wypływały,
A wyznając tu swoje grzechy, poczuł się tak
bardzo mały.
Ktoś właśnie walczył o jego nieczystą
duszę
I cierpiał teraz jeszcze większe
katusze.
Ból stał się już nie do zniesienia,
Czuł, że jego dusza w coś dziwnego się
zmienia.
Lecz klęczał posłusznie przy
konfesjonale
I bełkotał coś pod nosem niezrozumiale.
Jak to on cierpi, jak serce go pali,
Nie były to już grzechy,. Raczej się
żalił.
Że cierpi okrutni e dusza jego i ciało,
Że życia w jakąś dziwną grę z nim
pograło.
Gdy tak biadolił i żalić się poczynał,
Kto po drugiej stronie siedzi dostrzegać
zaczynał.
Nie kapłan, co spowiedź powinien przyjmować
Tylko ona – jego nadzieja. Zmienił
swój monolog, wiedział już jak postępować
I poczuł ulgę nagłą.
Wiedział, że jego poruczenie teraz spełnić
się mogło.
Udając, że nie jest świadom niczego, kto po
drugiej stronie siedzi,
O niej, do niej począł mówić i z cicha
słowa wycedził:
- Ja cierpię, gdyż kochać pragnę i być
kochanym
Lecz „innej” miłość
przyrzekałem i muszę być oddany.
Umysł mój grzeszy i dusz a jakże,
A ciało już zgrzeszyło, ach słów mi
brakże.
I już nie mogę miłości do tej drugiej
powstrzymać
I nawet wręcz nie chcę ciała mego na wodzy
trzymać.
Aż wstyd się przyznać, ale chcę
grzeszyć,
A co gorsza z grzechu tego pragnę się
cieszyć.
- Ona słuchała i w oka mgnieniu
Poznała, kto po drugiej stronie jest na
siedzeniu.
Nie chcąc zdradzać jednak swej osoby
By ukryć swą tożsamość znalazła wnet
sposoby.
Twarz chustą z głowy prędko zakryła
I w ciszy słuchając „spowiedzi”
nic nie mówiła.
On zaś potoku słów z siebie wyrzucać nie
przestawał
I zdawać by się mogło, że sam ze sobą tylko
rozmawiał.
- Ona figurę ma taką słodką i ponętną,
Że cała sobą do grzechu jest zachętą.
- Słysząc to ona uśmiechała się w duchu
Lecz jednakowoż od razu poczuła skruchę.
Nie mogła przecież. Nie chciała.
By w jedno zeszły się właśnie ich ciała.
- To niemożliwe przecież. To ciężki
grzech.
Och Boże! Czemuż to mnie spotyka taki
pech?
- On kusił jej duszę słowami grzesznymi
Ona jego umysł zaś wdziękami swoimi.
Oboje biedacy, nie wiedzieli, co z sobą
począć mają.
Nie wiedzieli także jak bardzo z losem
igrają.
On mówił dużo, ona go słuchała.
On skończył i odszedł, ona sama została.
Pogrążona w marzeniach wywołanych słowami
jego
Nie zauważyła nawet nadejścia człowieka
obcego.
Co myśląc, że po drugiej stronie ksiądz
siedzi
Ukląkł przy konfesjonale gotów do
spowiedzi.
Zdziwił się człek stary, co nie miara,
Gdy ze środka wybiegła młoda kobieta,
niczym nocna mara.
Wybiegła na zewnątrz, myśląc, że dogonić go
zdąży
Lub chociaż śladami jego zanim podąży.
Lecz oprócz pustki nie zastała prawie
niczego
Tylko naprzeciw psa z kłami na wierzchu,
tak czarnego
Jak noc bez księżyca i gwiazd na
niebiosach
I wnet się zlękła psa wciekłego jak osa.
Biegła, co sił w nogach jak opętana
By uciec zdążyć przed złem tego
„szatana”.
Serce jej waliło, dusza wariowała,
Nie patrząc, dokąd gna na oślep
uciekała.
Myślała już, że skona tu i teraz, że nie
doczeka rana.
Aż tchu jej brakło, tak była skonana.
I nagle ratunek dla siebie zobaczyła.
Poczuła wielką ulgę, gdyż ledwo co żyła.
Wąską uliczkę, a za nią drzwiczki małe
Z rzeźbioną kołatką, naokoło białe.
Ni chwili nie myśląc wbiegła do środka
Po drobnych, od mchu zielonych
schodkach.
A wewnątrz ujrzała starą kobietę w
półmroku
Z kotem syjamskim siedzącym u jej boku.
A przed nią na okrągłym, niewielkim
stoliku
Przedmiotów najdziwniejszych było bez
liku.
Kurze łapki i karty tarota,
Kadzidła dymiące i kula ze złota,
Księga zaklęć, ogromne dzieło.
A jak by tego było mało coś nagle
buchnęło.
Para jak ogień gorąca poleciała,
Aż przestraszona młoda dziewka zemdlała
I padła na podłogę jak kłoda zwalona.
Tu się kończy rozdział i zaczyna kolejna
odsłona.
Jeśli sie spodoba może dam kolejną część:)
Komentarze (5)
Ale ja się nie złoszczę wcale i dlatego też nie
skomentowałam normalnie tego co powiedzieli/napisali
komnen i Eurydyka12345, tylko w zabawny sposób
chciałam dać do zrozumienia, że można wyrazić swoją
opinię w sposób subtelny, jak to zrobiłeś/aś na
przykład Ty, (i za taki komentarz dziękuję), a nie
obrażać innych, jak Twoi poprzednicy:)
Lu, do skomentowania tego wiersza skłonił mnie twój
kolejny utwór i komentarze. Nie ma się co złościć, ani
obrażać na krytykę, każdy ma prawo wypowiadać się na
temat utworów innych, po to tu jesteśmy, aby siebie
nawzajem czytać i oceniać, a komnen i Eurydyka trochę
coś na ten temat wiedzą Ja pochwały również nie
dorzucę, wybacz, ale krótko uzasadnię krytykę
Normalnie nawet nie zadałabym sobie trudu na
przeczytanie tak długiego wiersza-uwierz, jest
stanowczo za długi. Jeśli opisujesz jakieś zdarzenie
wierszem, to musi być ono poprawnie gramatycznie, np:
"Szloch jej cichy przyniósł ukojenie wtem,
Potem zamknęła oczy i przyszedł sen" - rym na siłę,
ale poprawności nie ma, bo inwersja w tym przypadku
wprowadza bałagan. "Gdy tak biadolił i żalić się
poczynał"-już wcześniej napisałaś, że się żalił i znów
"poczynał" - nie ma ciągłości i konsekwencji. "Umysł
mój grzeszy i dusz a jakże,
A ciało już zgrzeszyło, ach słów mi brakże"-znów rym
na siłę i czy łączymy partykuły z rzeczownikami w jęz
pl? nie jestem polonistką, ale moim zdaniem to błąd.
Jest sporo błędów językowych w tekście, pomijając
literówki. Poza tym można popracować nad wyrównaniem
wersów i rytmu, bo jeśli już taki długi utwór to niech
chociaż się lekko czyta.
Nie zrażaj się krytyką, tylko pisz jak umiesz, a jeśli
będziesz umiała lepiej to nie zaszkodzi. Powodzenia:)
Przeczytała i uważam,że jeżeli podmiot chce coś
konkretnego z tym zrobić, to przede wszystkim
poprawić,bo tu nie ma ani ładu ani składu.Trudno w
takiej formie i w takim stylu zaliczyć to do
czegokolwiek.
to parodia? bo jak nie parodia , to grafomania do
sześcianu; taka wariacja w stylu "Gdyby Mickiewicz
był kretynem"; jesli pastisz - to słaby; jesli na
serio - zgroza i do kosza;
mnie wciągnęła ta miłosna spowiedziointryga co jej
powie wiedźma czekam daj znać na maila lub gg - z miłą
chęcią przeczytałem i mówie OLE!!!