Emigranci.
Coraz cięższe czasy w ojczyźnie nastają,
nawet najmocniejsi kraj swój opuszczają.
Ze słoną łzą w oku i sercem porwanym,
żegnają rodzinę oraz kraj kochany.
Jadąc tu za chlebem na pewno myśleli,
jakie na obczyźnie losy będą mieli.
Każdy zatroskany i bardzo się smucił,
jak trochę zarobi, to do kraju wróci.
Żegna więc rodzinę, żonę, małe dzieci,
pożegnał słoneczko, co złociście świeci.
pożegnał słowiki, na dachu bociany
i kraj swój ojczysty, tak bardzo
kochany.
Przed odejściem z domu do matki się
zbliża,
po bochenek chleba, na czole znak
krzyża.
Ojciec dał obrazek, zdjęty znad
łóżeczka,
żeby w obcym kraju nie zapomniał
dziecka.
Gdy na obcej ziemi stawia stopy swoje,
gryzie go niepewność - ależ ja się boję!
Co tu będę robił, gdzie zasnę tej nocy?
Jakże mi potrzeba tu bratniej pomocy.
I spotyka ludzi, którzy go witają.
-Co tam słychać w kraju? Zaraz go
pytają.
Oczy łzą zalane, wzrok błądzi po niebie.
- pracy nie ma w kraju. Ojczyzna w
potrzebie.
A w kraju na pomoc czekała rodzina,
na pomoc od męża, na pomoc od syna.
Dostawała listy łzą gorzką skropione
I kilka dolarków w kopertę włożone.
Komentarze (48)
Czas nastał straszny.Nie będę się rozwijał z tematem,
bo nie skończył bym do przyszłego wtorku.Wszyscy
czujemy i widzimy.Dzięki za wiersz, który uświadamia
nam dokąd ten Świat zmierza.Pozdrawiam
I słano im listy tęsknotą skropione i kilka dolarów w
kopertę włożone.
Wyciskasz łzy Broniu kochana...Ucałowania ślę