Fatalne Przebudzenie
Niepokoju długie ręce sięgają po moją
dusze.
Chcą ją zdobyć, wyrwać, bym przeżywał
katusz.
Obawiałem się, że tak bedzie, od lat dwóch
spokój nie leżał mi w naturze.
Ciągłe chowanie uczuć, pełna kontrola, aby
powiedzieć w porządku być musze.
Żaden deszcz, nie zmyje już niepokoju,
który obarcza moją dusze.
Żaden wiatr, co radośnie przedziera się
przez włosy, nie pomoze, o nie!
Ani słońce, ani księżyc, wszystko to jest
po prostu niczym.
O nic nie dbam, chyba nie wiele czuje.
Ciekawe jak skończe, nieszczęśliwy
wtłoczony w społeczną tusze.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.