Gdy już nic nie cieszy
Tak chciałby odnaleźć upragniony spokój,
by poczciwą chwilą ugłaskać świtania.
Uwolnić już duszę, wciąż tkwiącą w
półmroku,
czy w końcu dziś zdoła, dokonać
wyzwania?
Choć słońce nawleka na złote promienie,
barwioną w harmonii kopułę błękitu,
wieszając na niebie świetlany rumieniec,
lecz wzrok ociemniały - nie dozna
zaszczytu.
Gdy chabry wśród łanów, wiatru słysząc
nutę,
oddają się tańcom, wtulone gdzieś w
zboże,
nie cieszą się oczy, gdyż łzami
przekute,
choć widok zachwyca, lecz nic nie
pomoże.
Gdzie lazur jeziora, utkany źdźbłem
dzbanek,
życiem pełne wisi - gniazdeczko remiza,
tuż obok znękany, tęsknotą kochanek,
samotność mu pętlą - co w szyję się
wgryza.
Nie mając powodu- a znał tylko jeden,
który z nią utracił, więc żyć - cóż za
męka.
Choć pragnąłby usta - ostatni raz biedę
całuje, tak szepcząc - śmierci się nie
lękam.
Komentarze (49)
Mgiełko dziękuję za odwiedziny i pozdrowienia ;)
Miłego dnia życzę
Marku pozdrawiam uśmiechem ;)
Niesamowity wiersz pisany tęsknota i bólem. Czas goi
ranny i pozwala na nowo spojrzeć na świat, tylko
zacząć żyć na nowo. Pozdrawiam ciepło Arturze. Miłego
dnia :)
Samotność pętla i całowanie biedy to autorski Twój
wkład:). Fajnie opisane te zmagania. Pozdrawiam.