Historia pewnego spotkania
Wiersz bardzo stary, o ile dobrze pamiętam pierwszy jaki napisałam :]
Widziałam ich!
Naprawdę!
Szli tak słodko splecieni …
Ona wpatrzona w jego obojętną twarz.
Patrzyła aż do bólu w te zakłamane oczy.
Co w nich zobaczyła?
Czy się przestraszyła?
Nagle zwolnił, spojrzał w bok.
Zrobił krok.
Co tam zobaczył ?
Czy to ona? Czy to trzecia?
Może to ta czwarta?
Już nie liczył…
By się przeliczył…
Nieznajoma patrzy na nich…
A On na nią…
A ta trzecia?
Głupia cieszy się że jego oczy się
uśmiechają
Myśli że do niej…
Czy ją widzi?
Czy to przerwie?
Nim zajdzie tak daleko?
To nie było jej zaletą…
To przez niego.
Tak brzydkiego.
Tak zdradzieckiego.
I spojrzała!
Zauważyła!
Spojrzał wystraszony
Dziś nie wróci już do żony…
Czy Ona to rozumie?
Czy wybaczyć umie?
Nieznajoma nie umiała
Dlatego sama została.
Nie żałuję…
Z nią nie liczył się
Bo przeliczył by się
Szarpnął ją za rękę!
Poszli dalej.
Do ich słodkich alej.
Szydercze ich uśmiechy.
On myśli że ona żałuję
Ona myśli że ją zacałuje
Nieznajoma zaś uśmiechnięta
Bo przygoda na wieki wieków
zamknięta…
Komentarze (2)
dobrze ,że doszło do tego spotkania bo jeszcze długo
ciagnęło by ją do drania -
cieplutko pozdrawiam:)
Chociaż jedna przejrzała na oczy, co za drań...co
kobiety w takich widzą