Ja
poranną rosą będąc na liśćiu przy Tobie ja
wtulona na galęzi mizernej ja tkwię na
płatku tak niedostatecznie rozwiniętym
dla Ciebie otulę się kosmykiem dziwnych
moich mysli.
sercem popatrzę w niebo bo tylko glupiec
patrzy na palec gdy ten wskazuje przestrzen
tak piekna i żywą
poczułam się drzącym Twym
dotykiem-uspokojona i bezgranicznie wolna i
kochana.
mając w pobliżu zapach Twoich myśli
nieosiągalnych i tak obcych z tęsknoty
umieram za mgielką która tak mimowlnie może
nieświadomie natknęla sie na moje odbicie w
krzywym życiu tym.
dotykając liśći ,trzepocąc w ich rytmie na
wietrze pośrod babich lat porzucona,zerwana
z jednej nocy by moc siebie i Ciebie
odnaleść.noca przybylam do mysli moich
stworzonych przez wyobraznie ktorej sie nie
boje bo natura dala wolnosc rowniez
jej.czasem czasem zamyslona czasem
nieobecna tworze obraz a nawet kilka
blednych przestrzeni i nijak nie moge
znalesc tam Ciebie.mily delikatny
gilgoczacy dywan pelen kosmykow dostraja
mnie do tegoz swiatka po tym jak pierwszy
zaspany krok ku Tobie okazal sie
niepowodzeniem w tej wysnionej podrozy.
majac na plecach torebke z dziwnymi
"potrzebami"siegam po najwarzniejsze
przymioty mego jestestwa,ktorych ,nie ja
nie Ty, jestem kreatorem,to wiara taka jaka
sa ludzie,powietrze takie jakie potrafimy
dac,woda taka jakie jest nasze
wnetrze,ogien podsycany
rzadzami,miloscia,przyjaznia.jak bym
pragnela sie
wykompac,zachlysnac,wierzyc,spalic,nagrzac
sie.....
cdn
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.