Ja kontra oni
Gasną lampy moich wspomnień,
w dali opar wzgardliwych uśmiechów
i westchnień zapłakanej nocy.
Wokół mnie dziwaczne tłumy
kłębią się w mrowisku rojeń.
Przed oczami wirują mi festiwale masek
kiwających głowami w tak kłamliwego
Orfeusza.
Tańczą, skaczą wokół ognia wygasłych
marzeń,
nie baczni, że płomień zżera ich szaty -
ogień wymuszonego uszczęśliwienia.
Ze współczesnych witraży boskości
spoglądają nadworni pasterze baranów -
wmuszają to czule i osobliwie, to znów
śmiesznie i przekonywująco,
dziewictwo oferowanego raju.
Błyszczą świecidełkami w oczy, by wzmóc
cierpienie.
Slogany typu - weź to co najlepsze, podaruj
sobie odrobinę szczęścia -
wzmagają pragnienie dostąpienia doczesnego
zbawienia.
Stępili swe serca, by uzasadnić brak
skrupuł.
Biorą, kradną, pożyczają! Głupcy!
Wasza krucha marność! Lecz kim jestem
ja,
poza outsiderem, któremu dane było
zasmakować
nieznanych składników miłości?
Ja tylko pragnę szukać słodkiej męki;
zdwajam swój zapał, szukam, pragnę...
tak pragnę boskości niezwiązanej z
rozkoszą
wątłych ciał. Pragnę, błagam anielskiej
ckliwości,
której wasz świat nigdy nikomu nie
oferuje.
Więc tańczcie w korowodzie ze swymi
demonami!
Osądziłem was - trupy dance macabre.
Komentarze (2)
nie można żądać od życia zbyt wiele...
Ładnie napisane, ale można by ten Twój wiersz
"odchudzić", skrócić. Powiedzieć to samo ale krócej...
Zostawiam plusa, bo warto+ i pozdrawiam!