jutro
wystygłe rzęsy
dłonie wyciągnięte do sufitu
lecz ciepłe poliki
blade cienie na parapecie
wieją chłodem upiorne sekundy
podły zegar oddycha głośno
cisza drwi sobie
z bijącego pospiesznie serca
mdleje firanka
spragnione palce przebierają
w poszukiwaniu piasku
zaciskają się w tęsknocie
spadają krople
na marmurową posadzkę
a ja bosa. zimna
płatek oczekiwania
przylgnął do szyby
nieroztropnie
roztopi go wyczekane jutro
ręką Bożą jeszcze
nienaderwane
czekam
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.