Karabin przeciw miłości
Jak mam zabić w sobie tą miłość?
Z karabinem na ramieniu
przez życie będę szła.
Potem schowam się gdzieś w cieniu,
tylko nie myślcie ze jestem zła…
Karabin mój do obrony będzie służył,
do obrony przed uczuciem kolejnym zbyt
dużym…
Ono przynosiło same cierpienia,
ale karabin ten wszystko pozmienia!
Juz pora! Zaczynam serca zagładę!
Nie będzie miało juz nowych gości,
strzałem ze wszystkich języków abecadeł
wystrzelam z niego niespełnione miłości!
Nie! Ktoś ukradł mój karabin!
Przecież jeszcze żadnego cierpienia nie
zabił!
To tamten tajemniczy gość co gdzieś się
skrył
moje chore plany zniszczył…
Karabin mój, który do obrony służył,
do obrony przed uczuciem kolejnym zbyt
dużym
złamał szlachetnym gestem w pół
mojego serca nowy król…
Po cichutku zakradł się do niego
ukochany złodziej mój,
podniósł karabin do góry
i złamał go w pół!
Już karabinu nie ma i złodzieja nie
ma...
Na chwile król się pojawił,
zbawił serce, rozwalił karabin,
zniknął i tylko nadzieje pozostawił...
Komentarze (1)
bardzo ładny i szczery wiersz...zostawiam dużego
plusa:) chciałabym mieć taki karabin, którego by mi
nikt nie ukradł i nie był w stanie złamać