Kierat
Noga za nogą idę zmęczony
po ciężkiej pracy wracam do żony.
Idę z tą myślą, co dzisiaj zjemy,
jak jeszcze tydzień ten przeżyjemy
Tydzień dlatego, bo dwudziestego
będzie wypłata u bossa mego,
i w tym kieracie chodzimy wkoło...
nie jest nam wcale teraz wesoło
Łza na łzę kapie, następna goni
a w głowie tętent pędzących koni,
ile tak jeszcze można wytrzymać
żeby od Boga łaskę otrzymać
Lecz sama łaska – co nam pomoże,
życie odebrać nam tylko może.
Nie da gwarancji, że tam jest lepiej...
no! Może w piekle – na pewno cieplej
Komentarze (21)
brutalna-sorki:)
stara brutala rzeczywistość-dzień dnia to samo a
perspektyw żadnych na lepsze jutro?tylko optymizm i
nadzieja jeszcze została:))
Nie trać nadziei będzie lepiej ,z wiersza powiewa
odpowiedzialnością za rodzinę i to się chwali..no
pewnie że chciałbyś widzieć żonę zadowoloną i być
dumnym z siebie ale sam widzisz teraz takie
czasy..lekko nie jest ale nie możesz się
poddawać.Powodzenia Ci życzę;-)
twoja optymistyczna pointa postawiła mnie pod
ścianą(płaczu) (płacy?), aż mnie zamurowało z wrażenia
- my ślonskie karlusy pedamy, co fulosz jak mulosz,
yno ci miszung s kapsy kapi - w pyrsk!
Witam. Refleksja z małą dawką humorku. Pozdrawiam
Pracusia
Przygnębiający wiersz...
Pozdrawiam ciepło