Kim… Czym jestem?
Gdy serce wciąż smutek ogarnia,
w duszy za mrzonką nostalgia.
Myślałam, że łzy się nie kończą
i wiecznie w cierpieniu się sączą.
Czy więc umarłam? Nie mogąc łez ronić
i nie potrafiąc za niczym gonić?
Z obojętnością i pustką patrzeć,
chcąc resztki życia za sobą zatrzeć.
I gdy z wyschniętymi zwierciadłami
duszy,
szłam pośród ulicy suszy,
nic nie widziałam, nic nie słyszałam,
przed sobą tylko mgłę ciemną miałam.
A twarze przechodniów jakby zdziwione,
że można tak oczy mieć oślepione
i niby żyć, lecz istnieć tylko,
niczego nie mieć, choć niby wszystko.
Skrzypiące cichutko drzwi otworzyłam,
w głębi pokoju ją zobaczyłam,
z twarzą pobladłą na mnie spojrzała,
jak gdyby coś straszliwego ujrzała.
I rzekła, chociaż nie trzeba słów
„ach… myślałam, że to
duch”
A w głowie jakoś wyrwało się samo
„dobrze myślałaś mamo…”
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.