Kobieto...
I co śmiejesz mi się w twarz
Śmiejesz się, lecz czy powód masz
Tak bo upadłem i podnieść się nie mogę
Patrzysz tak na mnie jak całuje podłogę
Tak może i dno, wiem, robię źle
Lecz co robić mam, kiedy już tak chcę
Mówisz o godności i coś o ambicji
Myślisz – tak celibat i o
prohibicji
Ale ja wciąż go szukam jakiejś drogi,
celu
Idę po omacku, pomóż przyjacielu
Podaj mi rękę i powiedz tak szczerze
Czy warto żyć, tak – na pewno! Nie
wierze
Mimo, że chce a nawet i pragnę
Na nogach swych zanim stanę
To miną wieki oraz sekundy
Wiesz, że i świat może być cudowny
Bo kocham wolność, pragnę miłości
Kogoś kto zawsze o mnie się troszczy
Bo jestem chory nie chcę litości
Bo już od dawna ona nóż ostrzy
Lecą iskierki na tą podłogę
A ja wciąż leże i wstać nie mogę
I widzę światło, w jego kierunku
Staram się pełzać, tak bez szacunku
Coś w miejscu trzyma, co to za siła
Zadaje jeszcze raz pytanie- puściła!
Na chwile oddechu, więc pytam
Dlaczego tam męka właśnie mnie spotyka
I kropla biegnie po policzku
Siłą grawitacji, owoc wysiłku
Czy słodka zapyta. Ja gorzka odpowiem
Lecz słodsza od cukru – jak
człowiek
Bo ludzka, ten nektar kobiecy
Jak puchar Nerona, ma plecy
Ogromne, intryga przerasta marzenia
Więc pójdę z pokorą za nic do więzienia
I będę rozdarty – tu ojciec
Tam syn marnotrawny – gdzie uciec?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.