Koncert na mchu
Wyszłam przedwczoraj na mały spacer,
las mój odwiedzić,
jak to jesienią melancholijną
myśli przecedzić.
Pląsając sobie międzi sosnami
po muchomorach,
znów zobaczyłam mego Chopina,
cicho mnie wołał.
"Na koncert panią dzisiaj zapraszam
tu pod modrzewiem.
Pragnę marzenia wszystkie jej spełnić
wraz z Bethovenem."
I rozsiewali swoje opusy
nie dla kariery,
Ludwig Bethowen dla swej Elizy,
dla mnie Fryderyk.
Wkrótce na mistrzów deszcz zaczął siąpić
bardzo drobniutki.
Musieli skryć się pod paprociami -
przemokły nutki!
Kiedy wracałam lekka jak ważka
po mchów kobiercu,
już było cicho... tylko akordy
dudniły w sercu.
Pranie dziś wieszam, a me klamerki
to ciąg klawiszy!
Kropelki nutek na nich zawisły,
czyhają w ciszy...
Nagle błyszcząco w trawę spadają,
w takt poloneza!
A Chopin... słynną swoją fryzurę
chowa za drzewa.
Komentarze (2)
Bardzo pięknie skomponowany wiersz, widać pomocne
dłonie mistrzóe partytury,
Gratyluję pomysłu i wykonania.
Miłośniczka muzyki klasycznej, muzykę widzi i słyszy
wszędzie, nawet w wieszaniu prania :) i pięknie wplata
w swoje wiersze... Brawo!