Koniec
Siedziałem na krawędzi dachu
I nie myślałem już o strachu
Myślałem kto przyszedłby na mój pogrzeb
-Nikt- mój duch mi odrzekł.
Może odnajdzie ktoś w trawie grób
zakryty
Zobaczy, pójdzie dalej gdzie leży ktos
znamienity
Zapomną o nim wszyscy, a potem zadeptają
I wtedy inną osobę w me miejsce
pochowają
Zapamiętają mnie może jednostki, które zbyt
dobrze mnie znały
Nie chce wryć się w ich pamięć, by strachu
nie odczuwały
Mam też nadzieje, że zgniję szybko
By moje ciało jak najprędzej znikło.
Bo czym ja przecież jestem ? Tylko zwykłym
człekiem
Co sie zatruwa zwykłym byle lekiem
Co zgnie marnie na zimnym betonie
Leże przed budynkiem, mam strzaskane
skronie
A mym pragnieniem jest, by nikt mnie nie
odnalazł
Bo jeszcze bym po śmierci za skórę komuś
zalazł
Chcę umrzeć w samotności, z życiem swym
własnym na sumieniu
Nie chce krzywdzić nikogo kochająć, chcę
zginąć w cieniu.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.