Koniec muzykowania
Ona "tańczyła",
a on grał, grał, grał,
istny muzyko-holik.
Każdą nutkę grał tak,
że serce truchlało,
a nogi rytmicznie
wybijały takt,
nawet wtedy, gdy już
nie słyszały muzyki.
Aż nadszedł dzień,
gdy każdy dźwięk,
sprawiał tylko ból,
więc wyłączyła słuch,
zaczęła się kołysać
własnym rytmem.
Spakowała "instrumenty",
a jej kurde-mol,
jeszcze długo,
po jego wyjściu,
radosne echo grało
na klatce schodowej.
Szczęśliwa jak nigdy,
pyta samą siebie,
dlaczego tak długo
słuchała jego "grania",
przecież on znał
tylko jedną melodię.
Komentarze (35)
Super, Koncho :-)
re;bo mini
Bożenko, sama przeszłam takie "muzykowanie" w
pierwszym związku i do dzisiaj żałuję, że wtedy zbyt
długo cierpiałam, zamiast odważnie zawalczyć o własne
JA.
żartobliwie i lekko o bardzo poważnych sprawach...
dobrze, że muzyk /koncert/ się skończył;)
dźwięczny , taneczny i urzekający
pozdrawiam
To musiała być bardzo piękna melodia, która ją
urzekła, oczarowała. Pozdrawiam.