Łapiąc motyle na krawędzi tęczy
I poszedł sobie a światła nie zgasił
Widać zapomniał może
Lub czasu nie było
W pospiechu chyba zmykał
Przed gadziną jakąś
Co mu obsiadła wnętrze nietykalne
Przed ciekawością ludzka
Skrzętnie zachowane
Nie dało rady dłużej amorów niechcianych
Opędzać
Ciągle lizać coraz większe rany
Które mu los zadawał
W dostatku do woli
A tłum godny sensacji
Coraz bardziej gnębił
I dokładnie solił
To już nie ich wina
Ze rozkosz czerpać lubią
Z cudzego koryta
Swojego nie mając trzeba zapożyczać
I w twarz napluć łatwiej temu co nie
krzyczy
Niźli temu co piąchy do walki nastawia
Przed wyjściem jeszcze łyknął ciut ludzkiej
goryczy
Kiedy się kończyła tandetna zabawa
Być może spaceruje po moście tęczowym
Tam gdzie człowiek i miłość idą w jednej
parze
On łączy czasem takie rozdarte połowy
Więc gdy cienie zobaczysz patrząc w nieba
błękit
Znaczy że żyć wciąż można pomimo i
przeciw
dziękuje huncwot za korektę błędu.
Komentarze (17)
smutny wiersz ale jak pisze huncwot - ma wlasnie to
COS co zwraca uwage... ladny i dajacy do myslenia
Jest "to coś" w Twoim wierszu, co być w poezji
powinno. :) Czy nie powinno być "łyknął"? :)