Las i ona. Proza.
Na końcu leśnej dróżki płynął
kryształowo
czysty strumyk, którego nie pocałował
nawet
zabłąkany promyk słońca. Był jak dzika
leśna nimfa, nigdy nie wyglądająca z
ciemnej
zieleni na rozświetlone słońcem jasne
pola,
jaśniejące błękitne niebo i pędzone
przez
wiatr obłoki. W powietrzu unosiła się woń
żywicznych sosen i wilgotnego złocistego
mchu rosnącego wzdłuż ścieżki , której
obrzeża
porosły białym mniszkiem i dziką
poziomką.
Tam, gdzie rosło mniej drzew, polanki
zadziwiały
obfitością różnorodnej zieleni. Szczeliny
zalewały dywany stokrotek kołysząc
i pochylając wraz z kierunkiem podmuchu
wiatru
uśmiechając się do słońca. Była to istna
oaza spokoju z szelestem wiatru w
gałęziach
wysokich drzew, śpiewem i nawoływaniem
ptaków,
brzękiem cykad i szmerem strumyka
opadającego
ku rzece. A jednak w tym momencie
napłynęła
fala wspomnień niosąc ze sobą uczucie
tak
oszałamiające, że poczuła się bezradnie
jak uwięziona w bursztynie mucha.
Tessa50
Komentarze (21)
Tym razem z mojej strony BEZ UWAG. Jedynie zachwyt.
niech już skończy sie ta zima, bo bardzo tęsknie za
liści szelestem - pięknie- cieplutko pozdrawiam
Cudny,zywiczny las, szemrzacy strumyk i
porazajace wspomnienie milosci.Pieknie.
Naprawdę pięknie .
Piękne miejsce, wzbudzające obezwładniające
wspomnienia
Las, to moje alter ego... ;-))), opisałaś sugestywnie,
poczułam zapach igliwia i wiatr i szmer... z
przyjemnością punkt, pozdrawiam liści szelestem ;-)))
vel atma
Pięknie :))))
.