Latająca (toi-toi) kabina
Podobno odrobina uśmiechu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, ale ja po przeczytaniu tego co poniżej napisałem zaczynam mieć wątpliwości...Przynajmniej co do siebie ;))
No pięknie...
Pięknie dzień mi się zaczyna
Szczypię się w ucho, a w niebo gapie
Bo żeby to choć naga dziewczyna
Ale nie, to nawet nie latawiec
To po niebie szybuje toi-toi kabina
Drzwi ma takie na długość trzy/czwarte
Szczęśliwie dla mnie - nie otwarte
Na tych drzwiach, w kształcie serca
taka jakby judasz dziurka
A z niej wsyskakuje skrzecząca kukułka
I dziobem do mnie kłapie:
POTRZEBNY PAPIER, POTRZEBNY PAPIER !
Nieee...
Teraz już się nie gapie
Pod ciężarem wrażenia upadam
Kabina miękko ląduje
Na deskorolkach wprost na mnie kołuje
Niebiosa wspomóżcie !
Niech tylko nie otworzą się drzwi
Nie chce nawet myśleć
Kto tam na desce w środku tkwi
Jak rak tyłem od niej się skradam
Brakuje mi słów i dech mi zapiera
Wtem jak ze złego snu, właśnie teraz
Ktoś kopniakiem drzwi otwiera !
HEJ !! GOSTEK - NA STOPA ZABIERAM
Więc nic dziwnego że ja w amoku
Znojome poczułem mrowienie w kroku:
ZA LOT DZIĘKUJĘ,
DZIŚ NIE SKORZYSTAM, NIESTETY
LECZ CHĘTNIE SKORZYSTAŁBYM
Z TEJ TOALETY
I wreszcie się odważyłem
Raźnie ku niej podążyłem
Wtedy całkiem niespodziawanie
lecz na szczęście
I w sam raz na czas
z mojego snu się wybudziłem
A teraz całkiem jak kac
morał krótki
Z tej historii się wyłania
Zważ następstwa i skutki
Nim zasiądziesz do opijania
Wybaczcie mi ten żart, i tym razem przymknijcie na to oko, następnym razem się poprawię :))
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.