Latem o bałwanie
Na dworze spiekota że psa nie
uświadczysz
Termometr słupkowi mówi już dość
On stoi na słońcu i jak skwarek
skwierczy
Męską bezpowrotnie tracąc godność
Ścieżkę wydeptuje tę chwilkę czekając
Kilometrów zrobił w godzinę już pięć
Na wszelki wypadek o nic nie pytając
Żeby tylko nie mieć żadnych przykrych
spięć
Kolejne sprawunki obciążają ręce
Garby wielbłądzie wybrzuszyły plecy
Za dnia poniżany w mężowskiej udręce
W jasyr podstępem dostał się kobiecy
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.