lustro
Nie wstawaj, nie warto upadłeś
Leżysz w rynsztoku jak zwłoki
Urodziłeś się wiec umierasz
Po co odwlekać to i tak nadejdzie.
Zostaw marzenia, odpuść sobie
Marna namiastko człowieka
Istoto bez duszy gin,
Widziałeś ta postać w lustrze
To ja Niosącym Światło zwany
Wchodzę w posiadanie twej duszy
Błoto, idealnie do Ciebie pasuje
Brud i krew, słaba istoto
Nie tobie zaznać szczęścia dane będzie
Odchodzisz w niebyt, taki zdenerwowany
Spokojnie, nie walcz nie warto
Bogini nie przyniesie zbawienia
Za późno już na ratunek
Nie wstawaj, leż w śmieciach
Co robisz, leż powiedziałem!
Upadłeś, znów - dobrze leż
Morfeusz sny Ci z zsyłał, tak piękne
Wierzyłeś, że się spełnia?
Jak strasznie głupi byłeś.
Teraz, co, smak krwi w ustach
Ploto na tobie i ty na błocie
Dusisz się, tak! Dalej poddaj się,
Lustro nie kłamie jesteś skazany
Odejdziesz ze mną,
Pokaże ci strach w garści piasku
Stworzę Ci prywatne piekło
Nie to, w którym jesteś, piękniejsze
Ty cierpiałeś, nie dopiero zaczniesz
No chodź do mnie już dobrze będzie
NIE, nie podnoś się już za późno
Hej, co robisz, jesteś za słaby leż!
Nie rób mi tego,
Tyle w ciebie pracy włożyłem
Bogini Cię nie zbawi,
Zostaw ta myśl podążaj za mną
Nie rób tego skrzywdzi Cię bardziej
Ona nie jest tego warta,
Nie kocha Cię i nie będzie
Zostaw to chodź ze mną
Głupcze za chwile szczęścia
Cierpieć będziesz podwójnie
Pamiętaj ja jestem w Tobie
Zawsze będę odbiciem w lustrze.
Nie unikniesz nieuniknionego.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.