Lustro
Przesiąkam zapachem papierosa,
którego idąc parkiem szaleństw własnego
świata wypalam.
Uśmiecham się do demonów swej
przeszłości,
głaskając je po grzbietach usypiam
łagodnie
W drugiej ręce butelka białego wina,
co smak ma wszystkich wylanych przez nas
łez.
Goryczkę mych nieprzespanych nocy
i zapach zawodów, które Ci przyniosę.
Stawiam krok za krokiem idąc spokojnie,
w Twoją stronę, posłaniec szarugi życia.
Będąc milczącym wybawieniem z
codzienności,
stanę się przekleństwem które się kocha.
Silniejszy o wiarę wyszarpnięta z Twych
rąk,
chwycę Cię zawsze gdy będziesz upadać.
Całować będę, w razie snów innych niż te
najlepsze,
oddając najspokojniejsza z części własnej
duszy.
Będę Twym powiększającym lustrem,
które oddaje po sto kroć to co mu
ofiarujesz.
Szczęściem i smutkiem dni wypełnione po
brzegi,
zależnie od tego jaka będziesz dla mnie i
siebie samej.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.