Lustro odbić...
Nie niszczmy tego czego już nie ma..nie rańmy się...
Zapatrzony w swe lustrzane odbicie,
w swój nieskazitelny strój...
oddalasz się zamykając w swej skorupie.
Skrycie...
Otwiersz swe dłonie gdy ratunku
potrzebujesz,
tak bardzo odległy i ponury twój
wizerunek.
Otwarcie...
mówisz o swym cierpieniu i bólu,
łzy wylewsz na poły marnego życia...
Bezradnie...
szukasz ratunku...raniąc tych,których
kochasz.
Zagubiony w swej zawiści,
plączesz się w okowach swej nienawiści.
Bezszelestnie...
Jak pusty pień stoisz na swym
posterunku...
trwasz w swej potępieńczej pozie...
Jak trudno przyjąć Ci paradoks losu,
chaos swego sumienia..
Chłodno...
jak lód zamrażasz swe dni, w szare dni,
wypełnione ogległą podróżą...w nieznane.
Gubisz sens istnienia człowieczeństwa,
ludzkości..
rodzisz sam swe cierpienie na nowo...
w bólach tworzysz swój rys historyczny..
Toniesz...
chwytasz się martwej duszy mej...
Giniesz...
nie zaznając spokoju....giniesz
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.