Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Mała konspiracja (odc. 63)

(wspomnienia Marii)


-Muszę już iść z powrotem, bo mi dzieci zmarzną - powiedziałam zgodnie z prawdą, o czym świadczyło także to, że Ernścik zaczął się wiercić i marudzić. -Hirku, czy mogłabym z tobą zamienić kilka słów - zwróciłam się tylko do niego, żegnając się po kolei z całą trójką moich znajomych.
-Oczywiście, Mario, jestem do usług - odpowiedział Hirek ze skinieniem głowy.
Irenka została z Arturem, a ja z "moimi" dziećmi i z Hirkiem zaczęliśmy powoli odchodzić w kierunku młyna przy ulicy Kłodawskiej.
-Już idziemy do domku, Erni -dodałam po drodze po niemiecku do "mojego" małego chłopczyka na wózku, otulając go szczelnie wełnianym kocykiem. Całe szczęście, że Inga wciąż spała, w ogóle się nie ruszając.
Spojrzałam na swojego towarzysza i zaczęłam:
-Widzisz, Hirku, boję się, że pan Liedte zaczął poważnie myśleć o pilnym i gwałtownym wyjeździe stąd swojej rozdziny, zanim zjawi się tu Armia Czerwona i ich wszystkich pozabija.
Tak powiedziałam, bo po naszej wizycie w końcu września w Górzyńcu było to dla mnie więcej niż oczywiste.
-Więc czemu się o to boisz, skoro ciebie to nie dotyczy? - zapytał Hirek trochę zdziwiony.
-Dlatego, że jednak mnie to także dotyczy, niestety! Pan Liedte już we wrześniu podobno komuś powiedział, a ten ktoś przekazał mnie, że muszę z nimi jechać, bo jestem koniecznie potrzebna, by się opiekować ich dziećmi w tej niebezpiecznej podróży. Zagroził, że mnie do tego przymusi, a w każdym razie od tamtego czasu nie mogę czuć się swobodna, tak jak było kiedyś, jeszcze latem, czyli nie tak dawno temu. Nawet nie mam jak planować ucieczki, bo mnie pilnuje jak nigdy wcześniej. Nie mam pojęcia, jak to się stało, że pozwolił mi tak długo być dzisiaj poza domem. Może jak wrócę, to od niego oberwę.
Hirek nic nie mówił, jakby rozmyślając nad moimi słowami, a ja cierpliwie czekałam przez dłuższą chwilę. Wreszcie spojrzał na mnie, mówiąc:
-Tak więc cwany służbista i nazista też się szykuje do ucieczki, jak wszyscy inni, którzy dobrze przeczuwają, że rychło przyjdzie koniec tych sk... synów, gadów, zbrodniarzy. Nie wiem, jak on może cię przymusić, byś jechała z nimi, ale to może być bardzo prawdopodobne.
-Czy możecie mi pomóc w tym, żebym we właściwym czasie wymknęła się, uwolniła i uciekła od nich? - zapytałam.
-No pewnie, że tak. Tylko trzeba się dobrze zastanowić, kiedy i jak to zrobić. Nie może być za wcześnie, bo cię odnajdą zanim wyjadą, a jednocześnie musi to być tak zrobione, byś nie wzbudzała podejrzeń. Będę o tym myślał, dam ci znać przez Irenę, jak coś wykombinuję.

Po powrocie do domu zastałam list od Władka.
"Byliśmy z tatą na grobach w Witowie. W tym czasie mamusia była pod opieką Reginy, która coraz częściej i dłużej z nią tutaj zostaje. Czasem przyjeżdża też Zuzia, ale ponieważ oni tam mają swoją małą Aldusię, nie mówić o kurach, kaczkach, krowie i jakimś wieprzku, które to wszystko musi oprzątać, dlatego nie może zostawać tutaj dłużej. Józek jak wiadomo kopie rowy gdzieś na Pomorzu i nie słychać nic o nim. Martwimy się, ale mamy wiarę, że w końcu wróci do nas. Widać, że mu tam nawet nie pozwalają wysłać jednego listu, bo przecież inaczej by napisał.
Był też ksiądz u mamy, z Panem Jezusem. Weszli po cichu i tak samo wyszli, bo przecież wiesz jak to jest w dzisiejszych czasach. Mówią tutaj, że jakaś Niemka strzelała do Krzyża świętego w Licheniu, za co spotkała ją kara. Nie wiadomo, czy to prawda, ale tak ludzie sobie powtarzają i tłumaczą, że podobno tak było.
Mama się nawet lepiej poczuła po tym, jak przyjeła komunię, a przecież i tak cały czas się modli, na różańcu albo trzymając krzyżyk w ręku. Twoja mam też czasem przychodzi, to razem się modlą i rozmawiają. Tak samo jak nasza sąsiadka, pani Przybyszowa.
Mama mówi, że nie doczeka do naszego ślubu, ale chociaż chciałaby do Świąt. "Potym niech mnie weźmie stund do siebie Matka Przenajświntszo, może się ji na cóś tamuj przydum" - mówi. "Tutej to już nic po mnie, nawet Walkowi i tobie, Właduś, nie zrobię już żadny zupy na łobiad."
No, zobaczymy jak będzie. Tylko Bozia wie, jak to będzie.
Bardzo Cię kocham, Marysiu, i tęsknię, ale jakoś nie mogę do Ciebi pojechać. Może się wreszcie zobaczymy na Święta, na Wilię, bo to przecież tylko trochę dłużej niż miesiąc.
Oby Tobie wszystko jakoś się dobrze układało i żebyś była zdrowa. Niech się Pan Jezus Tobą opiekuje.
Twój kochający Władek."
No tak, o tej Niemce, co strzelała do Krzyża, to nawet pani Liedte mówiła, a potem po cichu powtarzali ludzie w naszym miasteczku. Mówili, że tego samego dnia zastrzelił ją z samolotu lotnik niemiecki, jak jechała polną drogą, a kule trafiły w to samo mniej więcej miejsce na jej ciele, co na postaci Chrystusa na ostrzelanym krucyfiksie (*).
Przed snem pomodliłam się o zdrowie za mamusię Władka, żeby Pan Bóg dał jej jeszcze trochę czasu żyć na tej naszej ziemi. Chociaż w dobie takich strasznych rzeczy i okrucieństw, jakie się wokół działy, nie wiadomo, co było lepsze - umrzeć spokojnie w łóżku, w otoczeniu własnej rodziny, czy czekać na wyrok z ręki hitlerowców.
Następnego dnia było troszkę cieplej, więc znowu wyszłam na spacer z moimi dziećmi. Spytałam się pani Liedte, czy mogę przejść się po naszej ulicy i dalej w kierunku kościoła albo zamku, bo nigdy ostatnio nie wiedziałam, co mi wolno, a czego nie wolno.
-Pójdź, Marysia, gdzie chcesz, ino wróć za jakum godzine, bo byńdzie łobiad, a jest zimno - usłyszałam odpowiedź.
Pani Liedte cały czas dobrze mnie traktowała; skłamałabym, jakbym powiedziała inaczej. Czasem nawet wyczuwałam w niej jakąś serdeczność dla mnie, jakby chciała mi trochę wynagrodzić to, że nie jestem w swojej rodzinie, a przymusowo w obcej, niemieckiej. Gdy byłyśmy tylko we dwie, ja i ona, zawsze mówiła do mnie po polsku, nawet przy dzieciach.
-Nie mortw się, Marysia, wszystko byńdzie dobrze - raz mi tak powiedziała. -Doczekosz się swoji rodziny, z tym twoim narzeczunym. Może już ta wojna się skuńczy niedługo, tak jak Erna mówiła. Modlij się, Marychna, na pewno byńdziesz miała dobrze w życiu, bo jesteś przecie dobre dziecko.
Tak czy owak wyszłam wtedy, w piątek w samo południe, na ulicę Kłodawską i pierwszą osobą, którą spotkałam, był ... Artur.
Stał sam na rogu ulicy, jakby na kogoś czekał. Ukłonił się szarmancko tym swoim kapeluszem i przeszedł na moją stronę, żeby porozmawiać.
-Czy mogę cię przywitać? - zapytał grzecznie.
Uśmiechnęłam się i podałam mu prawą dłoń, którą oczywiście pocałował i potrzymał ją nieco dłużej, niż wypadało, więc wyciągnęłam ją z tego uścisku.
-Czy coś się stało? - zapytałam, widząc jego jakby zatroskaną twarz.
Trzeba przyznać, że był przystojny. Wyższy tylko trochę od Władka, tak samo poruszał się mocnym, męskim krokiem, sprężysty jak żołnierz. Było chłodno, więc miał długi płaszcz, a spod kapelusza wystawały te jego nieco przydługie, jasno-blond loki. Znaliśmy się ledwo od wczoraj, więc wzięłam to spotkanie za czysty przypadek. Jak się zaraz okazało, całkiem niesłusznie.
-Może pójdźmy gdzieś stąd, pewnie gdzieś się wybierałaś.
-Owszem, na małą przechadzkę z dziećmi, a po drodze kazali mi wysłać listy na poczcie. Obiecałam Erniemu, że nazbieramy trochę kasztanków, więc wracając pewnie trzeba będzie na trochę zajrzeć do parku przy zamku i kościele.
-Mogę ci potowarzyszyć? - padło nieoczekiwane dla mnie pytanie.
-Raczej nie gryzę obcych, więc możesz spróbować - odparłam i poszliśmy, ja i dwójka "moich" dzieci na wspólnym wózeczku. Obok mnie mój nowy znajomy, który najwyraźniej nie był obcy w tym miasteczku, bo po drodze wymianiał ukłony co najmniej z trzema porzechodzącymi osobami.
Nachylił się w pewnym momencie nad wózeczkiem i zagadał coś do Erniego po polsku, niezbyt dokładnie zrozumiałam. Chłopczyk jakby przestraszony odwrócił główkę i spojrzał się na mnie. Mała Inga już spała, więc nie musiałam się nią zajmować, ale chłopcem jak najbardziej. Zatrzymałam się na chwilę i powiedziałam do niego po niemiecku:
-Nie bój się pana, Erni. Pójdziemy z panem kawałek, pomoże ci nazbierać kasztanków.
Artur wyraźnie zdziwił się i odstąpił od dziecka. Zbliżył się do mnie i zapytał:
-On nie rozumie po polsku, ten Ernst?
-Rozumie, jak najbardziej rozumie! Ale na ulicy zabronili mówić mi do dziecka po polsku, bo to niezgodne z interesem Rzeszy! Dlatego staram się z nim rozmawiać po niemiecku, choć nie powiem, żebym dobrze sobie z tym radziła. W domu co innego, jak nie ma obcych to wolno mi rozmawiać po polsku.
-No to trzeba uważać, bo taki mały smyk więcej może zrozumieć, niż byśmy chcieli.
Poszliśmy dalej, niewiele już mówiąc, jak gdyby dziecko nam przeszkadzało. Zaniosłam listy na pocztę, włożyłam do skrzynki, potem skierowaliśmy się do parku za kościołem, w kierunku jeziora i zamku. Tuż przy ulicy było kilka drzew, w tym kasztanowce, więc wyjęłam Ernsta z wózeczka, żeby sobie pospacerował. Artur rzeczywiście pomógł mu szukać kasztanów, których już tak dużo nie było. Widać było, że chłopczyk już mniej się go boi, więc miałam nieoczekiwanie "pomocnika" do opieki i do zabawy z dzieckiem. Cały czas się zastanawiałam, dlaczego ten "pomocnik" kręci się tu koło nas. Przecież dopiero co się poznaliśmy.
Wracając do domu uchylił mi rąbka swojej tajemnicy, może mniej sie już bojąc, że Ernst coś zrozumie i doniesie na przykład swojemu ojcu.
-Hirek mi mówił, że mamy ci załatwić ucieczkę, zanim Liedte cię stąd będzie chciał siłą zabrać - zaczął dla mnie nieoczekiwanie od tego.
-Jak to? - zdumiałam się - to z Hirka taki konspirator, że wszystkim dookoła zaraz rozpowiada, co planuje i co ma być zrobione?
-Nie wszystkim, a tylko mnie. Jesteśmy razem w oddziale, razem składaliśmy przysięgę - dodał cicho.
Jeszcze bardziej się zdumiałam:
-I to się nazywa konspiracja? Od wczoraj mnie znasz, a już opowiadasz mi o swojej przysiędze? Masz do mnie zaufanie? Dlaczego?
Artur nawet się nie stropił.
- Hirek i Irena mówili jak najlepiej o tobie, znają cię i mają do ciebie zaufanie. Więc chyba i ja mogę, prawda? Zwłaszcza w sprawie, która ciebie obchodzi i dotyczy.
-Artur, czy ty wiesz, gdzie my mieszkamy i żyjemy? - zapytałam, tak samo jak on dość cicho, by nikt nie podsłuchał. - Czy ty wiesz, że ja nie mogę mieć do siebie samej i do nikogo innego zaufania? Tu się można w każdej jednej chwili znaleźć na policji lub na gestapo! Oni tam nie pytają, tylko gwałtem wyrywają z człowieka wszystko, co by chcieli wiedzieć, więc naprawdę nie warto nic więcej wiedzieć oprócz tego, że jeszcze żyjesz. Zwłaszcza, jak jesteś Polką lub Polakiem. Oni tu mogą cię zabić tylko za to, że mówisz po polsku!
-Mario, to się niedługo skończy. Ich policja i gestapo już niedługo stąd zniknie, ucieknie jak stado tchórzliwych baranów!
-Może i tak będzie, ale zanim to nastąpi warto jeszcze zatroszczyć się o to, aby ciebie ani mnie nie zarżnęli tylko dlatego, że masz rzekomo do mnie zaufanie. Ani Hirka, ani Irenki. Jakim cudem masz do mnie zaufanie, jeśli ja nie mam do samej siebie? Boisz się rozmawiać głośno przy malutkim dziecku, a ze mną się nie boisz? Skąd wiesz, że na pierwszym przesłuchaniu, gdy zaczną mnie przypalać, bić i przypiekać, ja będę tak twarda, że nikogo nie wsypię?
-Spokojnie, Mario, jeszcze niczego ci nie powiedziałem, ani żadnych tajemnic nie zdradziłem. Niemniej jednak masz rację, że trzeba być ostrożniejszy w tym, co się mówi, nawet gdy ta hitlerowska potęga trzęsie się w posadach.
-Nic nikomu nieznajomemu nie wolno mówić, o sobie ani o kimkolwiek innym. Takie są podstawowe zasady konspiracje, które na pewno musisz znać. Dlatego dziwi mnie trochę, że mi o tym wszystkim mówisz ot, tak sobie na ulicy, zupełnie mnie nie znając.
-A co, mogę z tym przyjść do ciebie do mieszkania? - zapytał jakby zdezorientowany. Po raz pierwszy poczułam, że nie mnie, ale jemu trzeba wyjaśniać, co się dzieje w dotychczas jeszcze istniejącym Kraju Warty.
-Artur, ja nie mieszkam u siebie! Jestem na łasce i niełasce państwa Liedte! Nic złego nie mogę im zarzucić, traktują mnie dobrze, ale ja jestem Polką i nie należę do ich "wyższej rasy". Do mnie się nie przychodzi, przychodzi się najwyżej do domu państwa Liedte! A jeśli nawet już tam będziesz, to nie wolno ci o takich rzeczach mówić, bo ściany też mają uszy!
Zaczęłam się bać tej ich konspiracji, która miała mnie wyrwać spod władzy niemieckiego dygnitarza w Przedczu. Nie mogłam pojąć, że pierwszy raz spotkanej i poznanej dziewczynie opowiada się o tajemnicach podziemnej organizacji! Jakby wyczuwając ten mój przestrach Artur wyjaśnił mi to jeszcze raz:
-To prawda, że dopiero co, jak się poznaliśmy. Jednak Hirek gwarantuje, że można mieć do ciebie zaufanie, tak samo jak Irena. Na dodatek od naszego pierwszego spotkania masz moją sympatię i chciałbym ci pomóc.
Spojrzałam na niego, ale nie odezwałam się przez jakiś czas. Dziwne to było dla mnie, że jak mnie lubi, to jest mi gotów opowiadać o swoich i nie swoich tajemnicach działalności w konspiracji. Szliśmy obok siebie już w kierunku domu i młyna, by wrócić po godzinie spaceru, tak jak życzyła sobie pani Ingrid. Dopiero tuż przed drzwiami wejściowymi, na koniec naszej wspólnej przechadzki, Artur zapytał:
-Czy spotkamy się jutro?
-Nie, raczej nie - odrzekłam. -Nie moge się z tobą wciąż spotykać na ulicy, bo to wzbudzi podejrzenie. Liedte mnie teraz dobrze pilnuje, dlatego też nie mogę wchodzić do żadnego obcego domu, zwłaszcza polskiego, chyba że mi wyraźnie każą tam iść. Jedyne, co może być, to żeby Irena do mnie przyszła, bo oni ją tam dobrze znają i zgadzają się na jej u mnie wizyty. Nie widzę innej możliwości.


(*) https://wobroniewiaryitradycji.wordpress.co m/2012/03/23/chrystus-do-ktorego-strzelano- w-polsce-berta-bauer-oddala-13-strzalow-do- figury-jezusa/

serdeczne podziękowanie za czytanie

Dodano: 2017-11-02 10:56:20
Ten wiersz przeczytano 825 razy
Oddanych głosów: 5
Rodzaj Nieregularny Klimat Obojętny Tematyka Przyjaźń
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (8)

waldi1 waldi1

Jak zawsze pięknie życiowo i ciekawie ..

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Ola
Miło mi, że czytasz i że podoba Ci się moja proza.
Bardzo dziękuję za komentarz, pozdrawiam i zapraszam
do czytania następnych odcinków.

(OLA) (OLA)

Janusz, lubię Twoje historie są takie inne, mimo że
przeplatają się losy bohaterów w tych niepewnych
czasach, jakim była wojna...

Dużo w tych wierszach jest miłości i czułości:)

Pozdrawiam jak zawsze serdecznie i uśmiech ślę, Ola:)

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Anna
Amor
Jesion
Dziękuję za odwiedziny, komentarze i serdecznie
pozdrawiam.

AMOR1988 AMOR1988

Dziękuję, że się tym podzieliłeś i mogłem poznać
dalsze, jakże emocjonujące losy, pozdrawiam :)

anna anna

mocno wciągasz swoimi historiami z czasów wojny!

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »