Malinka
Malinka
W ogrodzie mamy rosła malina
Miała ona jeden owoc
Piękną bordową malinkę
Z której wychodziła zielona szypułka
A to wszystko powodowało, że była tak...
wielka, jak rosnący nieopodal owoc
śliwki
Trudno było oderwać od niej wzrok
Całą urodę, wielkość zawdzięczała mamie
Bo to ona dała jej życie,
Chroniła przed niebezpieczeństwami:
W czasie suszy oddawała cały pokarm
Gdy nachodziły deszcze
Trzymała przed upadkiem, obiciem
Malinka ta nadawała jej sens życia
Jedyną radością była codzienna
pielęgnacja
Obecność przy dorastaniu, dojrzewaniu
swojego
Tak bardzo upragnionego, wyczekiwanego
dziecka
Teraz ja albo moja mama mogła zniszczyć to
szczęście
Zadać ból, który odebrałby siły i sens
dalszego istnienia
Wystarczyło zerwać tą najdorodniejszą
malinkę
Na, którą czekało się z tak wielką
niecierpliwością
Wypatrywało niczym swoją własność
Jeden taki niewielki ruch
A cały czyjś świat pada w gruzach
I wszystko to spowodowane pychą?
Czy po prostu prawami natury?
I czy taki ból zadaje się w pełni
świadomie?
Czy tak naprawdę się go zadaje?
Czyż nie tak dzieje się również z nami?
Że tracimy kogoś bardzo ważnego
I czy to czynione jest przez kogoś
świadomie?
Bo jak tak to dlaczego zadaje się tak
wielki ból?
..........
Zamknij okno
..........
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.