Mam na imię Oli - 6
W windzie jest ławka, na której leży
plecak. Zdejmuję go, wchodzę na siedzenie i
sprawdzam, jak daleko jest do sufitu. Sporo
brakuje. Nie mówię nic Nadce, jednak mała
patrzy na mnie oczami wielkimi jak spodki.
No, trochę przesadziłem z tymi spodkami,
ale to takie powiedzonko.
Nagle słyszę szuranie nad głową i klapa
się otwiera. Widzę okrągłą, czerwoną twarz
mężczyzny, który w rękach trzyma skrzynkę
po owocach. Przywiązuje do niej
pomarańczową taśmę i opuszcza w dół.
Już rozumiem o co chodzi. Z trudem
odbieram skrzynię, ale udaje się. Teraz
stawiam pudło na ławce do góry dnem.
Wdarapujemy się na wierzch. I nie wiem, co
dalej robić? Otwór jest za wysoko.
- Weź małą na ręce i podaj mi ją - poleca
mężczyzna. - Jestem waszym sąsiadem - mówi
do siostrzyczki - nie bój się mnie.
Z wysiłkiem podnoszę Nadię najwyżej, jak
potrafię. Po chwili jest w rękach sąsiada.
Już bezpieczna. Teraz moja kolej. Jednak
zaraz zeskakuję na podłogę, bo mała woła do
mnie:
- Prima! Chcę Primę!
- O kurczątko blade! - Tak bardzo chcę
opuścić okropną blaszaną puszkę, że
zapomniałem o naszej psinie. Przecież tak
wysoko nie podskoczy.
Wkładam protestujące trochę zwierzątko do
plecaka Nadii, do którego przywiązuję
taśmę. Ponownie wchodzę na ławkę, a z niej
na skrzynię. Mężczyzna chwyta podrzucony
koniec paska. Powoli podciąga plecaczek do
góry. Rozlega się pisk Dinki. Potem słyszę,
jak klaszcze w rączki. Dopiero po chwili
przypomina sobie o mnie:
- Oli, chodź tu! - Nie bój się, ten pan
nic ci nie zrobi!
Wreszcie moja kolej! Jako kapitan wyprawy
opuszczę tonący okręt jako ostatni. Chwytam
pomarańczową taśmę i przewiązuję się pod
pachami. Drugi koniec podrzucam, a sąsiad
łapie już za pierwszym razem. Po chwili i
ja znajduję się na bezpiecznym gruncie. To
znaczy obok Dinki, psa i naszego
wybawcy.
Cieszę się tak, jakbym spotkał ulubionego
wujka. Nadka też, bo trzyma mężczyznę za
rękę i podskakuje - to na jednej, to na
drugiej nóżce.
- Dziękujemy panu - mówię z radością.
- Pójdę z wami, żebyście nie zabłądzili.
Pomogę otworzyć schowek, a potem odprowadzę
do domu.
Zgadzam się na to bez wahania.
Wkrótce jesteśmy ma miejscu. Podaję klucz
sąsiadowi. Rozlega się lekki zgrzyt. Drzwi
otwierają się. Zapalam światło i wchodzimy
do środka. Omijam rowery, stojące pod
ścianą i podchodzę do szafy. Tata sam
zbudował ją z sosnowych desek. Sięga aż do
sufitu. Nadia drepcze za mną. Pozwalam jej
odłożyć blachę na najniższą półkę.
- Co trzymacie w tamtej drugiej szafce? -
pyta mężczyzna, który wszedł za nami.
cdn.
Komentarze (17)
Ulga, dzieci bezpieczne, ale jeszcze pozostaje
tajemniczy schowek, jestem bardzo ciekawa dalszego
ciągu,
z podobaniem,
pozdrawiam serdecznie:)
Dobrze, że dobrze się skończyło. Pozdrawiam serdecznie
Udanego i miłego dnia:)