Mimoza
mimozy rozkołysane wśród ogrodu
żółte chryzantemy w dłoni
w lustrze jej postać w bezruchu
jak posąg
szary cień pod piersią
wgłębienie nie wypełnione
krzyk bólu
i jak zraniony ptak kwili we śnie
chyli głowę w oczach bursztynowe ogniki
jak mimoza czuła w dotyku
subtelną twarz odbija tafla
i kryształy różowo-niebieskiej
aury oświetla ciało
młodej nagiej kobiecości
kołysanej czułością pożądania
jeszcze za świeża rana
ucieka w samotność
pogodzona idzie w jesień
spokojnego oczekiwania
natchniona ciszą świtu
chwyta promyki życia
z pół uśmiechem ...
Komentarze (7)
Twoje zawsze sa takie barwne w uczucia.
Przeczytałam z uwagą, wzbudza do refleksji. Cieplutko
pozdrawiam + zostawiam
....natchniona ciszą świtu
chwyta promyki życia....niech ten cytat będzie
komentarzem
Wiersz, jak pędzlem malowany.
Pięknie malujesz Niebieska.
Pozdrawiam serdecznie:)
mmm... ciekawie i refleksyjne, zatrzymujące metafory
Ładna puenta wiersza.. chwytać promienie życia.. z
uśmiechem.
Zrobiło się miło i przytulnie...
Ciekawe refleksje "natchnione cisza switu".
Pozdrawiam wiosennie z daleka.