Modlitwa feniksa
Słońce,
Swymi jasnymi ramionami dotykaj mej
głowy.
Boże, proszę,
Niech złote promienie zawsze ogrzewają me
skrzydła.
Niech blask rozświetla mi drogę przez te
ciemności,
Aż mój głos dotrze przed twe oblicze.
Ogniu,
Swymi karmazynowymi językami liż moje
ciało.
Boże, proszę,
Niech płomienie pochłoną me skrzydła.
Niech rozpalone do białości żelazo
Przebija me serce złamane przez miłość.
Krwi,
Szkarłatnymi strugami spływaj z mych
ran.
Boże, proszę,
Niech czerwone łzy chrzczą me skrzydła.
Niech słowa tej pieśni dławi posoka
Zanim jej dźwięki dotrą do ludzi.
Ziemio,
Swymi zielonymi dłońmi zbieraj moje
szczątki.
Boże, proszę,
Niech brązy i zielenie tulą me skrzydła.
Niech me prochy nie spoczywają w grobie,
Lecz polecą z wiatrem tam gdzie moja
dusza.
Księżycu,
Swym srebrnym blaskiem gładź moje plecy.
Boże, proszę,
Niech białe ostrze przebije me skrzydła.
Niech świat usłyszy jęk mego bólu,
Zanim spadnę na ziemię.
Śmierci,
Swym zakrwawionym mieczem dotknij mej
szyi.
Boże, proszę,
Niech zimne ostrze uniesie się ponad moje
skrzydła.
Niech kwiecie uwiędnie,
Skropione moją krwią.
Pamiętam,
Prosiłem Boga o promienie słońca, o śmierć
w ogniu,
O to, by moje skrzydła spłynęły krwią,
Aby moje prochy wyrwane ziemi uleciały z
wiatrem.
Prosiłem o pieszczoty księżyca i łaskę
śmierci.
Bóg dał mi życie. Czy to sprawiedliwe?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.