monolog
już nie wiem nie policzę
ile razy skłamałam
nabieram nawet samą siebie
i we wszystko wierzę
spojrzeć prawdzie w oczy
lepiej nie
to boli
lepiej nie wiedzieć
i nie widzieć
tak jak wtedy
zamknęłam oczy
i tylko głos był
i coś jeszcze
a potem nic nic nic
uciekałam
obcasami wystukiwałam swoje imię
na bruku
nie widziałam gdzie
a wszystkie drzwi zamknięte dla mnie już
były
przysiadłam na ławce
w parku
myślałam
co zrobię na obiad
bo dzień już był
a ja trochę głodna
miasto jeszcze ciche było
ciche jak na miasto
a we mnie burza
i pioruny
deszcz
wiatr
aaaaaaaaaaaaaaa
kotki dwa
szarobure obydwa
kici kici
pomyślałam
to nic
gorzej nie będzie
tak myślałam
że chcę umrzeć
jadłam na obiad zupę
ale mogło być to coś innego
niech będzie, że zupa
zalewana wrzątkiem
zjadłam wszystko
była pikantna
ale mogła też być łagodna
i tak nie czułam smaku
miałam spuchnięty język
przygryzłam go
ale mógł to zrobić ktoś inny
niech będzie, że ja
to i tak nie ma znaczenia
smak krwi był tylko mój
krew chlupotała w ustach
czasem jeszcze chlupocze
i nie mogę wtedy mówić
ale to nic
nic do powiedzenia już nie mam
nikt mnie nie widzi
bo mnie nie ma
nie został nawet ślad
nawet cień nie został
ani wspomnienie
nie-myślę
nie-żyję
nie-pamiętam
Komentarze (4)
Mocny wiersz, dotykający najgłębszych ran.
Pozdrawiam
ciekawy smutny wiersz pozdrawiam serdecznie :)
Mroczny wiersz.
:)
bardzo smutno pozdrawiam