Monolog melancholijnego Pana
Nie mogę spać...
Jest czwarta nad ranem...
Umysł nie chce się uspokoić
Ręce nie chcą trzymać się pewnie poręczy
Po której to idę do Ranka.
Wszystko się kruszy, rozpada...
Jestem znowu sam!
I tak mi w zasadzie dobrze.
Nie będę podchodził do innych...
Oni są razem.
A moje miejsce jest po za tym co oni
tworzą.
Outsider, psia jego mać.
Umieraj, Śmiechu!
Słyszę. I idę dalej.
Nie mam siły się obejrzeć, sprawdzić,
oddać...
Jestem sam i idę na przód.
autor
Łysa
Dodano: 2006-12-14 19:37:30
Ten wiersz przeczytano 471 razy
Oddanych głosów: 4
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.