Motyl
robaczek
Tańczyłem z wiatrem,
walczyłem z falami,
tonąłem nieraz zalany łzami.
Witałem się z ogniem wyciągając ręce,
żyłem na oślep w jednej piosence.
Bylem zamknięty miedzy książki stronami,
pochłaniając litery, wyrazy, wiersze.
Uciekałem nocą ciemnymi ulicami.
Słońce nigdy nie wstawało pierwsze.
Zapomniałem domu rodzinnego zapach.
Walczyłem smakując ciepłej, czerwonej
krwi.
Szedłem nocą drogami których brak na
mapach.
Nie otworzył nikt nigdy mi drzwi.
Bielmo zarosło oczu moich głębię.
Po omacku nieświadomie odnalazłem
siebie.
Pełzałem pod kamieniami,
żyłem dniami i latami.
Kwitły tulipany opadały bzy,
a byłaś tam gdzie jesteś byłaś zawsze
ty.
Nadleciały motyle tęczą kolorową, stronę
uchyliły,
trzepoczą skrzydłami jakby zawsze tu
były.
Rozerwały powieki, ukuło mnie słońce,
spaliło pancerz jego gorąco.
Żyłem pod ziemią zupełnie sam,
jak wśród motyli odnaleźć się mam.
Czuć zapach traw, w koło szumią cicho
drzewa,
otwieram blade skrzydła, patrzę w stronę
nieba.
Schnę muskany lekkim wiatru powiewem.
Czy uniosę się wysoko?
Wiesz? Bo ja tego nie wiem.
motylek
Komentarze (2)
I tyle musi robaczek, aby zostać motylem :)
dobry refleksyjny wiersz pozdrawiam