mroźny sen...
Kryształową łzą wymazuję cały ból,
pokrywam się mroźnym szronem,
by nie czuć, że jestem obolała.
Spadając bezkresnie w dół
uchwyciłam się odłamka skały,
który poranił me ciało.
Teraz krwawię... lecz mróz zaczyna już
działać...
powoli zamienia kropelki krwi w szmaragdowe
kryształki...,
które spadają w otchłań nicości.
Otulam sie śniegową pierzyną,
jest przyjemnie chłodno...
Nie czuję już rąk lecz nie mam siły wyrwać
się z transu...
Chcę zasnąć by odpocząć od zgiełku,
choć wiem, ze mogę się już nigdy ne
obudzić...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.