Na ławie
bo bywa ...bo bywa nawet tak..coś nowego potem zwykłego. łzy się śmieją ,zatrudniam- odmawiają potem się nawracają. To przejdzie ..napewno ...w zamian za czas.
I siedziałam sobie z ciszą na ławie
posiedziała i poszła z hałasem
i usiądła codzienność
niedorzeczy mówiła ,jakieś sprawy znajome
,nieciekawe i miłe
Potem siądła samotność
z codziennością się znała.
Mnie słuchanie dręczyło ,coś mnie jadło po
trochę,
i samotność mi milczeć kazała.
A po prawej mi usiadł mądry czas
na szybciutko.
Porozmyślał ,poszeptał ,uspokoił i
uciekł.
I tak siedząc w napięciu przyszło dobro z
niechęcią. Chciało pomóc,nie mogło ,więc ze
złem się zmieniło.
Te natomiast było ciężkie i
grube,bezsensowne lecz mądre.
Posiedziało ,pośmiało i zniknęło w
tłumie.
Tak siedziałam na ławce
z samotnością za rękę i dość długo to
trwało ,do pewnego momentu.
Przyszła ona,ta inna ,razem z pięknem i
wiarą,z przychylnością i darem,z
rozumieniem,szacunkiem ,
cierpliwością ,przytułkiem .
Wszyscy razem przybyli w jeden moment
zmienili moje życie na ławie .z Miłością...
osobie której dziękuję
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.