Nad przepaścią
Biegnę w szaleńczym tempie,
nie wiadomo dokąd.
Moje zmysły wyostrzone
na otaczający mnie świat.
Odpycham od siebie myśli
i jakiekolwiek przypuszczenia.
W roztargnieniu zapominam
własnego nazwiska.
Zaciskam pięści, aż kłykcie zbielały
i nie przejmuję się bólem,
żadnym najmniejszym,
ni to fizycznym, ni to psychicznym.
Chociaż nie jestem jasnowidzem,
jestem pewna przyszłości,
która okrutnie mnie ukłuje,
która wbije mi sztylet prosto w plecy,
która z głośnym trzaskiem rozbije się
niczym lustro i boleśnie porani me
ciało.
Pełna frustracji i gniewu to ja,
nie jestem zdolna do dobrych czynów,
lecz ośmielam się postąpić niegodnie.
Wszyscy dookoła mają mnie za kogoś
innego.
Nikt tak naprawdę nigdy mnie nie znał.
Jednak żadne z nich nie miało oporu,
by mnie oskarżać i obrażać.
Na zakręcie opadam z sił
i z cichym szelestem upadam na trawę.
Szlocham z bezsilności, bezradności
człowieka
wobec ogromu problemów i cierpień.
Zalękniona żarliwie modlę się o
wybaczenie,
że zwątpiłam.
Z sercem zakrwawionym wyczekuję kogoś,
kto by mi pomógł.
Boże dopomóż zbłądzonej duszy !
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.