Nadzieje zawsze
Cichociemna,
szarobura,
nieco smutna
i ponura.
Ot tak piszę,
choć, co, sama, nie wiem
i już tak być musi,
bo wiatr przywiał z powiewem.
Rysunek ukończony spoczywa
w zamkniętym zeszycie,
a święta minęły,
kiedy, nie wiem.
Szeptem budzona,
kredką malowana,
pochmurna
i durna,
rozczochrana pała.
Ociekająca bezbarwnością
i na swój sposób ciężka,
niby z żelaza,
niby ze stali,
z miedzi, kobaltu,
ołowiu, czy złota,
po prostu głupota.
Dręcząc co chwil kilka losów się koleją,
myślę sobie, że one nic nie zmienią.
Roztańczone,
rozbuchane,
wiatrem podrywane,
umierają najsampierw,
nie jako ostatnie,
bo płomenne,
zachwycone,
stekiem kłamstw podsycone.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.