Napad z bronią w ręku.
Ostre nożyczki zalśniły
W mych drżących dłoniach.
Przyłożyłam zimny metal do skroni.
Zaczęły spadać jeden po drugim.
Na początku robiłam to niepewnie,
Dość nieporadnie.
Bałam się siebie po całym tym rytuale.
Bałam się spojrzeć w lustro,
By nie zobaczyć...Nie patrzeć już
więcej.
Jednak dostrzegłam odmianę.
Odrobinę ukojenia....
Uzewnętrznienia tego, co siedzi w głębi.
Chwila szaleństwa, choć na początku
Brzmi jak samobójstwo.
W istocie jest to najzwyklejszy,
Okresowy napad na własne włosy.
Naprawdę to zrobiłam...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.