narkotakt
spotkałem
tylu brudnych ludzi
na dworcach
że trudno było odetchnąć
od krzątających się po głowie
nagich kobiet
pełzających w myślach
ladacznic
kuszących śmierdzącymi ciałami
tak samo śmierdzących
ćpunów
spijałem nektar
z maku
prosto ze strzykawki
że żyły pęczniały
jak złamana kończyna
odpływałem
w czeluści
czarciego zapomnienia
jak statek
z oszalałym kapitanem
spałem
nie śniąc
zgadując własne mysli
jakgdyby pozbierane
ze skrawków przeszłości
byłem niczym
jak pchła
którą kazdy moze zabić
jednym skinieniem kciuka
odetchnąłem
kiedy on umierał
w swoim samochodzie
nie wiedząc
czy nas kochał
i choć nie umiałem liczyć
taktowałem
kazdy kawałek wieczności
którą się stawałem
jak taktuje metronom
najpiękniejsze kawałki
mistrzów
chciałem włożyć łeb
w to ścierwo
które pozwala upiec kurczaka
ciasto
ale przyuważył mnie ojciec
nie rozumiejąc
że chcę umrzeć
potem była już tylko
cisza
przez wieki
błąkająca się po pokoju
pełnym samotności
przypominałem sobie ludzi
co potrafili
jednym ruchem
wprawić kogoś w nicość
przypominałem sobie
siebie
jak byłem człowiekiem
czekającym na cud
który nie nadejdzie
w końcu stałem się poetą
potrafiącym
zapisać w sekundę
całą wieczność
którą zmarnowałem
to było życie bez życia. Nie można bowiem żyć nie rozumiejąc. Ja już zmartwychwstałm
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.