Natchnienie w zawieszeniu
Ołówek w palcach zastygł jak parafina
Wzrok wlepiony w okno, myśli krzątanina
Drzewo bliżej, drzewo dalej, dachy i
słup...
Jaki chcesz okup, by zwrócić mi
natchnienie
Czarna dziuro nicości, okaż swe sumienie
Oddaj mi natchnienie, bo marny jest to
łup
Natchnienie w nicości długo nie zagości
Zabijesz je pustką, potworo bez litości
Oddaj mi natchnienie a użytek z niego
zrobię
Choć wątłe i słabe, bezkształtne i blade
Z kolorów wyblakłe, zatrute twym jadem
Zwróć mi je a w zamian napiszę o
tobie...
Komentarze (3)
fajny pomysł na wiersz, wykonanie również mi się
podoba :)
Oj nie była to modlitwa do Wenery, a narzekanie sobie
a muzom nic tu nie pomoże jeśli wysiłku troszkę nie
włożysz. Co prawda rozumiem Cię doskonale, czasami
szukam jej wytrwale (weny oczywiście).
Piszesz o braku natchnienia ale z takim natchnieniem
że aż dech zapiera:) masz talent:)