nic nie wiem.
Gdy pochylił nade mną swoje usta, moje
uleciały jak dwa skrzydełka, ze strachu
białe.
Krew się zerwała, żeby uciec daleko.
Moje oczy wpatrzone w Jego.
Jego w moje.
Aż w końcu cała zniknęłam... jak
obłok...
Czułam, że jestem bezradna.
I to cholernie...
Sparaliżowało mnie przez niego, chociaż tak
nie mogło być.
Nie mogło i nie może...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.