z nienawiści poczęta
z nienawiści poczęta, przez ból
ogarnięta
z rąk zatopionych w morski piasek
z nieświadomości co się kryje za oczami
za brak słów gdy oddechy się spotkały
ironiczny zgrzyt dwóch niesfornych dusz
mokry parapet i zdarta farba nie pozwala
zapomnieć o Tobie tam
chorobą Cię nazywam i w myśli tej wciąż
trwam
zapomnieć przez moment nie przyszło nigdy
nam
bo po co tracić to co było kiedyś między
nami daleko tak...
Ale nie liczę dni bo przyjdzie ten
moment
do starego świata zatrzasnę drzwi
zobaczysz, że Cię zabiorę
gdy nowy przetrwa dzień nie rozdzieli nas
nic
i zmienię się w płomień
rozpalę nas na nowo od środka i znów
poczujesz mnie
zgaszę jedynie Twe wargi słodko i otulę w
wieczny sen
Komentarze (1)
Bardzo ciekawie napisane pozdrawiam;)