Noc na księżycu
na dachu czekania kolejną leśną
madonną uczynił mnie los
zawieszona na rejach własnych
wątpliwości daremno co dnia
wypatruję Ziemi cięta światłem
latarni w kalejdoskopowym mirażu
nic dookoła
zimna cisza jak za ciasny kubrak
przylgnęła strojąc mnie w otępienie
gdzieś za rogiem odłamał się lodowiec
z hukiem mrożąc alkohol i kałuże pełne łez
noc na księżycu jeszcze nigdy
nie była taka zimna
kraterów lodowate cienie
czyhające na potknięcia
jęzorami liżą mi stopy
zapraszają do środka chłodem
reklamując hibernację
choć poszufladkowane miejsca
uśmiercą mój pęd nim opadnie
zmęczona wołaniem ręka
powleczona na własnych
drogowskazach w zawieje
udam się uparcie bo jeszcze
nie pora na sen to jedno wiem
ostatnia myśl alfa staje się pierwszą
Komentarze (20)
Borth, Promyczku, Sisy, Anno- dziękuję za odwiedziny!
I miłe słowa! Pozdrawiam Was serdecznie!
po tych wszystkich pięknych erotykach- to jakby nóz w
plecy (miłości)
Pięknie napisane i smutne.
I te metafory... Cudne.
Pozdrawiam serdecznie :)
Piękna liryczna impresja!
Pozdrawiam Grusana:)
Witaj, Grusanko :-)
Rzadko u Ciebie smutaśne klimaty, ostatni bardzo
dawno, ale pamiętałem, że coś było, więc się
upewniłem. "Na targu"...
Ale nic to, smutny, nie smutny - piękny, jak zawsze. I
metafory cudowne.
Pozdrawiam serdecznie :-)