nocne delirium
na starym zegarze wybiła północ...
w kominku palą się moje marzenia
z obłędem w oczach żegnają się ze mną;
chciałabym im pomóc doczekać spełnienia
zeswatać jeszcze choć z nadzieją
jedną...
słyszę jak ukojenie za ścianą ciężko
oddycha
szepcze coś do siebie... pewnie intrygę
splata;
wreszcie wymyka się na ganek i w ogród
czmycha
groby nadziei trupich swoim tchem
oplata...
cmentarne zjawy racji moich z ogrodu
jęczą
a dźwięk ten upiorny... aż umysł
zamroczy;
spoglądam więc na łóżko, przed którym
klęczą
służebnice diabła łypiące na mnie pustymi
oczy...
pod stołem zaś sznurami związane siedzą
pęczki niewolnic - moich zmysłów
cielesnych;
ni słowa nie rzekną, nic nie powiedzą...
widzę na nich za to kilka ran iście
bolesnych.
a ja sobie siedzę w kącie przytulona do
ściany
raz po raz łzę upuszczając w niemocy;
tak bardzo dotkliwie dano mi odczuć
koszmary
strasznego oblicza diabolicznej nocy...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.