Obscena
Kwitnie sobie dzięcielnica,
miododajną siejąc woń.
Przy kobiercu - cud dziewica,
mierzy stopą krzewów toń.
Zrazu jedną z wolna wtyka
(szumią brzozy, trzaska chrust),
chłód poranka ją przenika,
niczym noc - szaleństwo zórz.
Słonko nisko jeszcze stało,
dziewczę drugą wkłada stopę,
nagle - ciało jej zadrżało,
jak kobiecie… tej… z Saint Tropez.
Lekki wietrzyk mgłę rozgonił,
co to snuła się ospale,
a dziewczyna stojąc w kwieciu,
nie trapiła się tym wcale…
excudit
lonsdaleit
14:44 Piątek, 5 kwietnia 2013 - ...
Komentarze (21)
Derwid, to wszak pseudonim Witolda Lutosławskiego,
więc nietaktem jest podszywanie się pod tegoż
kompozytora. Ze sposobu w jaki formułujesz pytanie,
wnioskuję żeś kobietą, której imienia się domyślam, i
przyznać muszę, że nad tym ubolewam... (że się
domyślam). Szczerze ubolewam.
Widzę, że rodzina obsiadła Beja i wszyscy od jednego
/płodnego/ ojca:))
Oj tam, to porównanie do tych opalonych w Sain
Tropez...u nas brak słońca...a do solarium kolejka:)
Bardzo fajnie napisałeś:)
Moje dziecko
Jak sam to określiłeś wierszyk ma być refleksyjny w
temacie "obyczaje". Jaką ma on wzbudzić w czytelniku
refleksję: że w St.Tropez są obyczaje,iż dziewczę
wkłada stopę w krzewy i nie trapi się tym wcale?
A tak właśnie, swawolnie i lekko...
Pozdrawiam:)
Z Sain Tropez??? Czemu tak daleko szukasz - autorze
miły?:) My też drżeć potrafimy...:))))))
Pozdrawiam - z szaleńczym błyskiem w oku po
przeczytaniu :)