od Niewinnego. raz...do...
gdybyście wiedzieli co siedzi we mnie
a mną nie jest!
raczej przeklętym krótkim złudzeniem...
za duże pieniądze.
nie moje.
ile można dać?
ile??!!
by godzine wyrwać z życia szaleństwa?
by umierać...
i rodzić się w sobie na nowo
ciągle?
wdziera się w ciało
moje
bez oporu!
bo go pragne..
a wy nigdy nie wiecie kiedy.
jesteście ślepi
ja przynajmniej już dawno wydłubałam sobie
oczy
i nie świece. nie udaje.
żeby by było wszystko jasne.
no więc kiedy? -teraz pytacie
kiedy wyobraźnie moją z błotem mieszacie
a ona żyga pomysłami!
na moje glany z pozdzieranymi stokrotami
-powolii zamienia się w martwice.
mój skarb jedyny!
prawdziwy.
biały...
w lekkim wgłebieniu
za sprawą zapalniczki
szybko się zmienia.
jak głupi
a ja z drżącym ogniem w ręce.
odliczam sekundy.
głodnieje.
chce wykrzyczeć swoje imię!
czyste jak kiedyś
nie opylone białym gówniany pyłkiem.
a potem wokól zasiać maki
-do oglądania...
na łące znowu
kochać się z wiatrem.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.