Ojczyźniana macocha
niosę ci wszystko, co jest możliwe.
kolana, krew i krzyże.
szkarłatne liście brzozy
i zakopcone czosnkiem kominy.
leśne polany skąpane czerwienią
i twarde deski krowiaków.
ostatnie spojrzenie dziecka
strzaskane w bieli ściany
i jego matkę z obłędem w oczach.
będziesz wstawał i upadał.
będziesz się czołgał
z czerwonym welonem historii
i błagał o litość
milczącego Boga.
klękał i żebrał.
krwawił biało czerwiennymi bandażami.
przeklinał matkę, że urodziła.
nienawidził. zapach ziemi
upchany w wymiar dwa na jeden.
Komentarze (5)
Czytalam juz ten wiersz i tez komentowalam. Duzo w nim
prawdy...czasem jest jak garb, a na pewno byla jak.
Interesująca ironia. Dawno Cię nie było, miło, że znów
jesteś.
Za tą ironią stoją wyrzuty, gorycz,żal,niespełnienie
oczekiwań. W przekonaniu peela tylko macocha może być
taka 'hojna'. Moje czytanie:) Wiersz mi się podoba.
podobnie jak Krzemanka odbieram dramaturgię tego
utworu, napięcie wzrastające z każdym wersem
Dramatyczny w moim odbiorze przekaz.
Jakoś nie mogę doszukać się ironii.
Miłego wieczoru.