ostatni zachód
słomiany dach
ogień strawił
pozostał krzyk z garstką
popiołu
a oni szczyty zdobywać chcieli
i bezmiar wszech
z nogami w betonie
wiatr popiół rozwiał
na stron świata cztery
woda zalała suchy ląd
z nieba grom
i czarne chmury
rozmyły umysłu chciwe litery
i nastał dzień bez promieni
i mgła osnuła uliczną latarnię
na szklanym bruku
istoty cień za rogiem
odbity na spalonym murze
tylko on jeden
oczami błądził
ze snu podnosił iskrę życia
i krzyczał
nie słyszał nikt
tłum
na ulicy cieni
Komentarze (22)
a fakt, że domki z papieru ryżowego płonęły jak
zapałki.
po wielu bojach z czytaniem Twoich utworów, ten
NAPRAWDĘ jestmoim zdaniem, świetny. Zatrzymuje i
uruchamia wyobraźnie i setki skojarzeń. Dla mnie
bardzo dobre. Tylko chyba literówka w latarnie -
powinno być "osnuła uliczną latarnię". pozdrawiam
Bardzo smutny tekst i ładny
Pozdrawiam:-)
Świetny wiersz:)
Życie jest podróżą, która prowadzi do domu.Pozdrawiam
ale katastroficzna wizja, mocny w przekazie,
pozdrawiam:-)
ciekawy wiersz pozdrawiam