Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Ostatnia babcina bajka (odc. 4...

[tekst częściowo stylizowany na gwarowy]

Teraz, kiedy weszłam do izdebki, gdzie sypiała babcia, ucieszyła się bardzo, że już wróciłam i uściskała mnie, krzątając się koło okna.
-Pewnikiem pomodliłaś się, Marychna, tamuj w tym Włocłowku za tyn mój marny brzuch i za to moje marne zdrowie? – zapytała zaraz po naszym przywitaniu.
-Oj, babciu, pewnie, że sie modliłam. Ino żeby Pan Bóg posłuchoł i doł ci dużo zdrowio! – odpowiedziałam.
-Bóg jedyny wi, jak to byńdzie i jak to sie mo skuńczyć – mówiła.
Babcia mnie uściskała i dała mi jeszcze kawałek tej swojej czekolady, którą smażyła czasem na patelni.
Drzwi się otworzyły i wszedł Rysiek, trzymając w ręku Zbytka, naszego kotka.
-Łoj! Marysia!, jużeś przyjechała – ucieszył się na mój widok i wypuścił z ręki kota, który skoczył na babcine łóżko i zaraz zaczął drapać narzutę.
-Łucikoj, ty psotne kocisko – przegnała go babcia, a Zbytek schował się pod stołek.
-Babciu, opowidzwa num jakum bajke – poprosił Rysiek – dyć to wczorej obicałaś.
-Łolaboga, jo tu przecie z Marysium godum o mundrych rzeczach, a tobie jino bajek się zachciwo? –Babciu, babciu, powidz num bajke – przyklasnęłam, bo także lubiłam słuchać babcinych bajek, chociaż przecież, prawdę mówiąc, byłam trochę za stara na bajki.
-No, a ło czym byśta chcieli słuchoć bajki? – spytała babcia.
-Może o ty panince, co jum zło widźma we wrune zaminiła? – podpowiedział Rysiek. - Abo o tych kuniach, co uciekły ksindzu spode dwora?
-Cińgim mum jo wum o ty panince godać? To może dzisiej o czym by innym? Zaro, ino pomyśle i cuś wum opowim – powiedziała babcia i wyjęła z szuflady stołu małe zawiniątko. Rozsupłała, a w środku były babcine cukierki, którymi nas poczęstowała, żebyśmy łatwiej słuchali tego, co nam miała opowiedzieć.
Usiedliśmy przy zapiecku i babcia też usiadła wygodnie na ławie, podłożyła sobie poduszkę pod plecy i tak zaczęła.
-Downo, downo tymu, ledwie co kole Gopła była założuna Kruświca i jeśce zonim ludziska zamiszkali tutej na dobre na Kujawach, gospodarzyli i pasali krowy, to żył sobie chłop, co miszkoł niedaleko łod lasu. Bartek mu było i zaczun tutej przyjiżdżać na swojim kuniu, bo szukoł dobrygo kawołka pola i mińsca, coby mioł swój dum. Czasym Bartek tyż chodził do kościoła, jag gdzieś po drodze napotkoł, bo już umioł przecie mówić „Łojcze nosz” i „Zdrowoś Maryja”.
Razu pewnygo kuń mu zachorowoł i Bartek musioł liźć piechotum, a nawet musioł ciungnuńć i popychoć śkape, bo za psa ni chciała ińść, ino słabo była i coroz to stawała na ściżce. Zatrzymoł sie i tag zaczun sobie kombinować.
„Cosik mi ta śkapa słabo i choro, trza by posiukać jakigoś likarstwa, coby bydloka uleczyło”.
Ledwo tag se pomyśloł, a już ino patrzy, że ptok jakiś loto nade łbym kunia i w kuńcu na tym łbie usiod i zaczun wyń pukać swojim dziobym.
„A bodej cie! – krzyknuł Bartek – co ty mi mojigo kunia bydziesz rumboł tym swojim dziobym.”
I złapoł cinkigo kijoszka, jeszcze z zielunymi listkami, coby ptoka odegnać, a kunia zanadto nie zbić. Ady zamachnuł sie ino, a tu z rózgi pospadały dwa listeczki. Jag zleciały na zimie, to zaminił sie każdyn w snopek jagby siana. Bartek powunchoł i poznoł, że to dobre i smaczne jedzynie lo kunia, przeto podsunył mu pod gymbe. Jag ptok rumbnył dziobym w kuński łeb, to tyn zaczun źreć aż jino coły sie trzunsł i skokoł. Jag zjod oba snopki, to zaro ozdrowioł, zaczun rżyć i parskać i podskakiwać, że Bartek musioł go przywiunzać linkum do gałyńzi.
Tero Bartek myśli i godo do siebie:
„Kuń chiba zdrowy, jino jo ni mum jedzynia. To niech tyn ptok z kunia uciko i nie rumbie go po łbie, bo trza jechać dali i wyszukać cuś do jedzynia i jakigo mieńsca do spania”.
Zaro tyż jeszczy roz zamachnuł sie rózgum na ptoka, a tu z rózgi znowu pospadały dwa listeczki. Każdyn zaminił sie w kawołek chliba. Złapoł Bartek jedyn kawołek i szybko zjod, a drugigo schował za pazuche, co by na zaś był.
Znowuż Bartek myśli i znowuż godo do siebie:
„Kuń zdrowy, jo tyż zdrowy i żem sie najod, to niech tyn ptok z kunia uciko, bo trza jechać dali i wyszukać jakigo mieńsca do spania”.
Zaro tyż jeszczy roz zamachnuł sie rózgum na ptoka, a tu z rózgi znowuż pospadały dwa listeczki.
Bartek patrzy, a każdyn zaminił sie w cuś do spania – z jednygo zrobiło sie całkim duże łożko, a z drugigo jakoś pierzyna.
Patrzy Bartek i znowuż myśli i znowuż godo do siebie:
„Kuń zdrowy, jo tyż zdrowy i żem sie najod, mum cołkim porzundne mieńsce do spania i nawet pierzyne. Ino trzaby tero ptoka pogunić, bo kuń ni może tu tag stać, bo mi go kto łukradnie, kiedy jo byde społ na tym łóżku”.
Zaro tyż jeszczy roz zamachnuł sie rózgum na ptoka, a tu z rózgi znowu pospadały dwa listeczki. Znowuż jedyn zaminił sie w kawołek łobory czy stajni, a drugi we wrota dżewniane. Złapoł Bartek kunia, wsadził go do ty stajni i przywiunzoł do słupa, co był w sirodku. Założył tyż wrota i je zamknuł, coby kunia nikt nie ukrod i wtedy usiod sobie na tym łóżku.
Tero ptok wylecioł ze stajni i usiod na ty pierzynie, co była na łóżku. Znowuż Bartek patrzy i myśli i znowuż zaczun godać do siebie.

Babcia przerwała na chwilę, poprawiła się na swojej poduszce, przełknęła łyczek wody z garnuszka, a wtedy Rysieczek nasz dorzucił:
-Kuń zdrowy, jo tyż zdrowy i żem sie najod, a tero kuń stoi w stajni, a jo mum łóżko i pierzyne, chociaż ni mum dachu nad głowóm. Ale już mi spać tyż pora, to niech tyn ptok z moji pierzyny uciko, bo trza choć jino troche się przespać pod jakim dachym.
Babcia popatrzyła na Rysia i mówi:
-Dobrze, ty Rysieczku godosz! Takoż to było, że tag sobie powiedzioł i popatrzoł sie na ptoka, co na pierzynie jego siedzioł.
Zaro tyż jeszczy roz zamachnuł sie rózgum na niego, a tu z rózgi znowuż pospadały dwa listeczki.
Bartek patrzy, a jedyn zaminił sie w biołum chałupe, co miała dobrum, mocnum strzeche i nad nium kumin. A drugi listeczek tyż zaminił sie w kawoł płota, co stojoł dokoła ty chałupy, coby możno było mić w sirodku podwórze. Bartek wloz do chałupy i zaroz wciungnuł tyż łóżko do sirodka, coby możno było na nim spać pod dachym. Usiod na wyrku i patrzy, a tu ptok tyż wlecioł do sirodka i usiod sobie na gliniany polepie i gapi się na chłopa.
Patrzy Bartek i znowuż myśli i znowuż godo do siebie.

Babcia musiała się trochę zmęczyć, bo znowu przerwała na chwilę i znowu przełknęła łyczek wody z garnuszka. A wtedy ja się wtrąciłam:
-Kuń zdrowy i tero stoi sobie przezpiecznie w stajni i mo tam dobrze. Jo tyż zdrowy i żem sie najod. Mum tero cołkim porzundne mieńsce do spania, w chałupie pod dachym, i nawet mum pierzyne. Ino trzaby tero ptoka pogunić, bo jak zacznie mi tu lotać, to nie bede społ dobrze na tym łóżku, jino cingnim byde się budził.

-Dobrze godosz, Marychna, łoj dobrze. Tag właśnie se Bartek pogodoł do siebie. Zaro tyż chcioł jeszczy roz zamachnuńć sie rózgum na ptoka, ale tu ty rózgi ni mioł, bo została na dworzu. Chcioł iść po nium i jum poszukać, winc wstoł z łóżka, a wtedy ptok usiod mu na jego raminiu. Patrzy Bartek na ptoka i widzi, że tyn mo ładne łoczy, co sie w niego gałolum, winc złapoł go dwuma ryńkami, coby nie ucik. A w tym momyncie ptoszek sie zatrzuns i zaczun sie szarpać, a łebkim swoim ruszać, aż go w kuńcu Bartek musioł łostawić w spokoju na klepisku.
A wtenczos ptoszek się zaminił w dziewczyne, takum dużum, jak ta nasza Marysia, albo i nawet winkszum. Patrzy Bartek i godo do siebie, ale tyż do nji, tyj dziewuszki:
„Ło, Matulu moja przenajświntszo, skund to sie tutej znalazło to dziwo jakieś? Czy to człek je jakiś, czy tyż duch jino?”
„Jo ci dum duch! – powidziała dziewuszka. –Jo je żywo kobita, ni żadyn duch”.
I złapała Bartka za łape i mówi:
„A tero mi powidz, laczygo mnie żeś tag tłuk tum gałynzium ciungle, jak siadłam na tygo twojigo kunia? Laczygo mnie tag biłeś tum rózgum, ty niecnoto?”
„Łoj, serdeńko ty moja, przecie jo ni widzioł, żeś ty tako ładno dziewuszka” – krzyknuł Bartek.
To łuna wzina go za szmaty i zaczyna walić po głowie, że się ledwo wyrwoł i łucik do stajni do tego swojigo kunia. Łod ty pory kazała mu siedzić w ty stajni i oprzuntać kunia, a sama miszkała w ty chałupie. Potym sie jakoś pogodzili, ożenili i nazywali sie odtund Ptaszyńskie i miszkali tamuj w ty chałupie, a potym ich dziecioki i nastympne dziecioki tamtych dziecioków. I aż do dzisiej Ptaszyńskie tutej miszkajum. Chłopy oprzuntajum kunie i bydło, a kobity oprzuntajum kury, gyńsi i chałupe.

Babcia potargała nas trochę po głowie i powiedziała na koniec:
-No to już kuniec, tero idźta na kolacyjum i do matki, bo jo ide spać.
-Babciu, przecież my w naszy rodzinie nazywomy sie Ptaszyńskie! – krzyknął zdziwiony Rysiek.
-No pewnikiem, że tag się nazywamy. My zawsze byli Ptaszyńskie, a nosze sumsiody Skowrońskie, a te drugie to Ziółki. A tum bajke, co wum gadała, to łuna je o naszych downych przodkach, bo tag żeśta przecie kcieli posłuchać! A tero Panu Bogu niech byndum dzinki za dzisiejszy dziunek. Dobry nocy, dzecioki. Pomodlijta sie za waszum babke i idźta sobie do drugi izby. Amen.

To była ostatnia bajka, jaką usłyszałam od naszej babci Marysi. Następnego dnia babcia zaniemogła i już nie wstała ze swojego łóżka. Przyjechał doktor ze Skalińca i powiedział, że trzeba się babcią opiekować tak długo, jak tylko będzie można, ale „jo tu ni mum nic do roboty, jino ksiundz”.
No to tato pojechał saniami po księdza, który potem siedział u babci prawie godzinę. Babcia na nas patrzyła, widać, że być może nas poznawała, ale nic nie mówiła i nic nie jadła.
Jak następnego dnia rano mama otworzyła okno i odsunęła firankę, to za chwilę mała sikoreczka wpadła do środka izdebki i usiadła najpierw na babcinej pierzynie, a potem przycupnęła na poduszce koło babci ucha. Tak tam długo siedziała, ze dwie godziny, aż koło południa w piątek tata zamknął babcine oczy, a mama włożyła jej do ręki różaniec. Wtedy Rysiek wziął sikoreczkę do ręki, żeby ją wypuścić za okno, ale „łuna tyż nie żyje” – powiedział i poszedł pochować ją w polu.

[Fragment mojego nowego opowiadania]

Dodano: 2016-09-29 12:00:05
Ten wiersz przeczytano 833 razy
Oddanych głosów: 7
Rodzaj Nieregularny Klimat Ciepły Tematyka Na dzień dobry
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (13)

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Amor
"widzę, że lubisz ptaszki"
Bardzo! Lubię patrzeć na ptaszki, dlatego chętnie je
dożywiamy z Żoną, jak przychodzi zima - wtedy
przylatują do ogródeczka sikorki, kosy, pierwiosnki,
wróbelki, sójki, także inne. Śliczne są. Nawet gawrony
są w swoim rodzaju ładne.
Dziękuję za wizytę, komentarz i pozdrawiam.

AMOR1988 AMOR1988

Niezwykle piękne, tak cudownie się czyta. Jestem
zachwycony, ty widzę, że lubisz ptaszki, bo one są
bohaterami w twoich opowiastkach.

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Mariat
Urodziłem się na Kujawach, tam wychowałem i pamiętam
dużo z tej gwary, jaką tam ludzie mówili i do dzisiaj
jeszcze ta gwara żyje.
Dziękuję i pozdrawiam.

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Madame Motylek
"Całość" tworzy się powolutku, w bólach i nawet autor
nie jest w stanie powiedzieć, w jakim kierunku
popłynie fabuła. Na razie zaprezentowałem kawałek
"kujawiaczka", może będzie i "obereczek" albo
"krakowiaczek".
Dziękuję i pozdrawiam.

Janusz Krzysztof Janusz Krzysztof

Anna
Krzemanka
Katarzyna
Madame Motylek
Mariat
Bardzo dziękuję za przeczytanie fragmentu mojego
opowiadania. Moze nie być łatwo zrozumieć tekst
gwarowy, więc tym bardziej mi miło, że żeście Panie
przeczytały.
Pozdrawiam serdecznie.

mariat mariat

i tako je na Kujawach ..............

i też będziemy wiedzieć skąd się wzięli Sikorscy,
Wróblewscy, Krukowiaki, Wrońscy, tudzież Orłowscy i
wszyscy inni Ptaszyńscy
Łącznie z Janem Ptaszynem-Wróbleskim

Katarzyna Marciniuk Katarzyna Marciniuk

Tyle zamysłów, wiele uczuć, pięknie i refleksyjnie :)
wzruszyłam się :) inne spojrzenie to nie bagatela :)
Ta ciepła opowieść spodobała mi się od razu :) Boskie
tchnienie jest wśród Nas :) Pozdrowienia :)

krzemanka krzemanka

Mnie też się podoba ta opowieść:) Miłego dnia.

anna anna

pięknie i wzruszająco. ( teraz na wszystkich
Sikorskich, Skowrońskich, Szczygielskich,
Jastrzębskich... będę inaczej patrzeć)

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »