paranoja paradoksu
jak w pol snie jestem
moze jednak mnie nie ma
nie wiem czy to jawa
czy irracjonalny strach
belkocze cos
taka pusta i bez wnterza
przeobrazam sie
lecz jeszcze nie wiem w co
tak mi zle wyjsc do ludzi
nie wiem czy zarzucono na mnie jakas
zlowieszcza siec
ostrzami szponow zlych duchow
wyplywa ze mnie morze krwawych
raniacych lez
ta paranoja mnie przytlacza
wymyka sie ze swiadomosci
sprawia ze staje sie obca
przed wlasnym odbiciem
wyrzucam z siebie ironie i bezczelny
gniew
marze by ta farsa dobiegla konca
ale tak jednak paradoksalnie dobrze
mi z nia jest
jej obojetnosc i bezproblemowosc
powoduje
ze porzadam
i byc w niej chce
automatycznie nastawiana
ze znieczulica w duszy swej
upadam przed tym wszystkim na kolana
i swym nagim cialem i dusza
cala w pelni nieswiadoma oddaje sie
by poznac to szalenswto obled
i blaga ekstaze
by wspaic sie w cierpienia rozkosz
i odplynac na inny
cudowny brzeg
tam czarny aniol
za reke wezmie mnie
i na swych skrzydłach
wolnosci
podaruje
nieskończenie cudowny sen...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.