Pierwsze dni w Kanadzie
Batory statku jedyny dokąd kierujesz swój rejs?
Do wczesnego ranka kierowca rozwoził ludzi
pod wskazane przez nich adresy.
Rankiem stanęliśmy pod drzwiami jego domu.
-A ty co? Kogo tu znowu przywlokłeś. Kto
to?- zapytała kobieta otwierając nam drzwi.
Poczułam dwa świdry jej oczu, jak wkręcają
się w moje źrenice.
Stanęłam w korytarzu okazałego domu.
Kobieta nerwowo poszła pierwsza, a mój
kierowca za nią.
-Tyle razy mówiłam ci, żebyś nie sprowadzał
mi przybłędów - krzyczała.
- Ależ Rysiu przenocuje i jutro poszukamy
jej pracy. Są ogłoszenia w gazecie.
Walka, klątwy w ich sypialni trwały do
rana. Ja również mało spałam. Rozmyślałam,
że popełniłam wielki błąd. Batory już był w
drodze powrotej. Mój bilet przepadł, a na
nowy nie miałam pieniędzy.
Rysia zrobiła porządny obiad, a Leon
postawił na stole flachę z uchem /około 4
l./
Ja ze wzglęgu na swoją chorobę nie piłam
kawy i alkoholu.
Leon to pompa, nalewał, zachęcał, a Rysia
była też w tym dobra.
Dla poprawienia humoru też troszkę wypiłam.
Rozwiązały się nam języki. Każdy opowiadał
swoje historie. Przypadłam Rysi do gustu.
Pojechaliśmy do biura emigracyjnego, by
przedłużyć wizę którą wstawiono mi na
statku. Miałam tylko trzydniową.
Przedłużono mi wizę na dwa miesiące. Miałam
szukać dwóch sponsorów i zbierać potrzebne
dokumenty.
Dokumenty kompletował Związek Polaków w
Kanadzie w Toronto.
Na poczekalni siedzieł piłkarz Lato z dwoma
sponsorami.
Za dwa tygodnie były Zaduszki. Rysia
zawiozła nas na cmentarz.
-To jest cmentarz, a gdzie mogiły, kwiaty,
ludzie, świece, procesje?- zapytałam.
-Kochana to jest Kanada, nie Polska -
odpowiedziano mi.
Widzę tu jeden sztuczny, wypłowiały
kwiatek. Tabliczki malutkie, w ziemi.
Pobiegłam do sztucznego kwiatka i
odczytałam nazwisko Sokołowski. Uklękłam na
kolana i zaczęłam płakać, by usłyszał mnie
sam Bóg.
-Co ty tu robaku robisz, ty Polak na obcej
ziemi? Gdzie twoja matka, dzieci? Nie daj
Boże umierać na obcej ziemi, Boże ratuj
mnie.
Wracamy do domu. Jutro jedziemy do
ciuchlandu po łachy i buty do pracy na
farmie. Za dwa dni zaczynamy prawdziwą
pracę. Ale pracy było tylko dwa dni po 5
godzin i 4,50 za godzinę. Kierowcy za
podwiezienie 5 dolców. Zadziwił mnie
przepiękny ogromny sad z jabkami jednej
odmiany Ida Red. Na obcinanie winogron
trzeba było poczekać około trzech miesiący.
U Rysi mieszkała jeszcze jedna emigrantka.
Kompletowałam dokumenty i szukaliśmy
sponsorów. O dziwo, żaden Polak nie chciał
nas sponsorować. Na trzy dni przed upływem
terminu Rysia znalazła nam sponsorów. Byli
małżeństwem Ukrainka i Niemiec. To im Rysia
sprzedała swój dom i z wielkiej łaski byli
dla nas sponsorami. Mieli troje sierot.
Bardzo ich żałowałam i pomagałam im. Za
poręczenie trzeba było dla sponsorów pół
roku odrabiać jako gosposia. Za darmo.
Trzymano przed nami w tajemnicy, że polski
kościól w Hamiltonie sponsoruje emigrantów,
daje lokal i żywność na okres załatwiania
spraw emigracyjnych. Kościół sponsorował
tylko w jednym roku około 2 tysiące
emigrantów.
Rodzina sponsorowała nas dwie kobiety.
Ustalono, że jeden dzień ja będę pracowałam
na farmie, a drugi dzień ona. Trzeba było
spłacać długi za lokal i utrzymanie. W
połowie, lutego w mroźny poranek
ruszyliśmy na farmę. Ja założyłam dwa lewe
duże buty i gromadę łachmanów na siebie.
Farmer pokazał nam jak mają wyglądać
obcięte winogrona. Nie obcinane były 2
lata, były bardzo poplątane i miały długie,
grube gałęzie. Przeżegnałam się i podeszłam
z nożyczmi do krzaka.
-Matko Boża, przenajświętsza, za co jestem
ukarana. Broń mnie. Dopomóż! Stanął mi w
oczach mój cieplutki świeżo wyremontowany
dom, rodzina i moja ulubiona praca.
A tu śnieg po pachy, dwa lewe buty na
nogach, odciski na ręce od nożyc i
obczyzna.
Komentarze (53)
niesamowicie wciągająca lektura... czytałam z zapartym
tchem i momentami z wzruszeniem...
Teraz rozumiem droga Broniu, dlaczego Twoje piękne
wiersze są tak przesiąknięte tęsknotą za krajem. Znam
z autopsji ból tęsknoty, było mi dane mieszkać kilka
lat za granicą, ale nie wytrzymałam, wróciłam,
tęsknota mnie pokonała. Czekam na c.d. Pozdrawiam Cię
Broniu serdecznie:-)
Z przyjemnością przeczytałam. Za granicą dopadają nas
miłe i przykre niespodzianki:)
Miło przeczytać...
Proszę o cd...
+ Pozdrawiam
Bardzo ciekawe opowiadanie,
swoją drogą to Polak Polakowi...
Czemu nie powiedziano o tym sponsorowaniu przez
kościół, to się nazywa "życzliwość"!
No cóż czasem bywa ciężko, ale na szczęście opłaciło
się, mimo wszystko, bo przecież gdyby tak nie było to
byś Broniu wróciła do kraju.Czekam na ciąg dalszy,
tylko może dopiero w weekend przeczytam, powinnam
oszczędzać oczy bo ostatnio mi szwankują,a mimo to
wchodzę na beja:)
Serdecznie pozdrawiam Broneczko:)
Z przyjemnością przeczytałam i czekam ciąg dalszy:)
Wciągająca opowieść.
Ja mam nieco inne wspomienia. Może kiedyś... :)
Pozdrawiam, Bronisławo.
bohaterka:) i co? i co? dalej Broniu
pozdrawiam serdecznie
A podobno tam, dolary leżą na ulicy...
Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję za miłe komentarze pod moim opowiadaniem.
podziwiam Cię - po prostu;)
wciągasz w swoje opowieści, więc Pisz! :)
Przeczytałam jednym tchem Broniu!
czekam na następne opowiadanie:)
czekam na c.d. ...:) Pozdrawiam
...wszędzie dobrze ale w domu najlepiej... pozdrawiam.
Ciekawe wspomnienia
pozdrawiam